204 dzień wyprawy
Ranek nad brzegiem morza był fantastyczny. Wybrana wczoraj miejscówka na nocleg okazała się bardzo przyjemna, zwłaszcza w aspekcie widokowym. Staliśmy kilkanaście metrów od wybrzeża zatem kontakt z naturą był pełny. Aby zachować równowagę w odczuciach, było to miejsce ruchliwe, do późnej nocy przyjeżdżały auta a spacerowicze przechodzili na plażę. Po północy wszystko w miarę ucichło i spaliśmy naprawdę spokojnie.



Owsianka na śniadanie wyjątkowo dziś smakowała, bo zebraliśmy jeżyny, które tuż obok naszego miejsca rosły. Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę i po 20 minutach dojechaliśmy do przystani promowej, skąd po prawie godzinnym czekaniu wjechaliśmy na prom. Promy z tego miejsca odpływają co półtorej godziny, zapłaciliśmy 20,5 USD, a zaoszczędziliśmy niemałą ilość kilometrów, żeby wjechać na półwysep, gdzie znajduje się Olimpic National Park.


Sam prom to całkiem spory statek. Dolny pokład przeznaczony na pojazdy, górny zadaszony, zapewne pomieści nawet kilkaset osób. Sporo miejsca do chodzenia też na zewnętrznych pokładach. Pół godzinną przejażdżkę promem spędzamy oglądając oddalający się brzeg Whidbay Island. Dopływamy do Port Townsend. Co piękne miasteczko, portowe. Jest niewielkie, zaskakuje murowaną architekturą, wspaniała gówna ulica. Poczuliśmy się jak byśmy byli w Anglii, lub jakimś mieście portowym w Niemczech 100 lat temu.

Wstępujemy do Safeway, dużego marketu. Nie lubimy go, bo nie mamy do niego karty klienta. Oznacza to że musimy naprawdę przepłacać, za niektóre produkty. Dziś dopisuje nam szczęście. Zaczepiam dojrzałą kobietę przy kasie i ona scanuje nam swoją kartę rabatową. Dzięki temu płacimy aż 7 USD mniej!
Na parkingu przy Safeway robimy obiad. Dziś pure (z paczki) pierś z kurczaka i fasolka z puszki. Szału nie ma, ale trzeba coś jeść.. Trochę kurczaka zostaje do potrawki z ryżem na jutro…
Udzielmy jeszcze zdalnej konsultacji Agacie i Natalii, które są w Valdez na Alasce i mają problem z autem (ucieka płyn z chłodnicy…) i ruszamy na zachód wzdłuż granic Parku Olimpic.
Droga miejscami wiedzie blisko wybrzeża, na drugiej stronie znajduje się kanadyjska wyspa Vancouver. Widoki piękne, dużo lasów. To tutaj są obszary lasów deszczowych.
W miejscowości Port Angeles wstępujemy do informacji turystycznej parku. Już wiemy, że na górskie szlaki to nie pójdziemy, ale chociaż dowiemy się wiece gdzie jechać by coś zobaczyć.

W międzyczasie zmienia się pogoda i zaczyna intensywnie padać. Niedaleko za jeziorem Crescent znajdujemy szutrową zatokę i decydujemy się tu zostać na noc
19.09.2023
——————————-