Dzień osiemdziesiąty piąty 17.12.2018
No i się zepsuło. Za długo już jeździł bez napraw… zepsuło się to samo co w Urugwaju, tylko z drugiej strony. Dla oszczędności zrobiliśmy wtedy tylko jedną część (bo tylko jedna się zepsuła) a trzeba było robić dwie, skoro było wiadomo, ze to takie badziewie…
Od rana jeździmy do pobliskiego warsztatu tokarskiego. Dopiero około 16.00, przy trzeciej wizycie udało nam się ustalić, że tokarz pojechał do Brazylii. Ma być jutro.
Krzysiek zirytowany na maksa. Co robić? Co robić?
Wieczorem odwiedza nas Sonia i Stany Borkowski. Stany, czyli Stanisław jest absolutnie rdzennym Argentyńczykiem Jego matka urodziła się już w Argentynie, a jej rodzice przyjechali do Ameryki Południowej jeszcze przed pierwszą wojną światową. Była to jedna z pierwszych fal emigracyjnych, która w dużej części osiedliła się w Brazylii, ale później niektórzy przenieśli się do Misiones, prowincji Argentyny sąsiadującej z Brazylią.
Wspólnie z Sonią przygotowuję pastel de choclo. To placek pieczony z ziaren kukurydzy, mleka, jajka, sera, trochę oliwy lub oleju.
Monika mnie zawsze prosi, żeby dawać przepisy wiec tym razem się stanę na wysokości zadania. BIerzesz 6-8 kolb kukurydzy. Sera, najlepiej taki miękki (argentyński), pół szklanki mleka, dwie łyżki oleju i starty ser. do smaku, około 20 dag. Kukurydzę trzeba drobno zetrzeć a najlepiej zmielić, połączyć składniki i do pieca na 45-50 minut, w temperaturze 180oC. Podawać należy oczywiście w akompaniamencie czerwonego wytrawnego wina.
Wyjątkowo dobre (albo jesteśmy tacy głodni). Bardzo późnym wieczorem Krzysiek smaży jeszcze naleśniki. A Sonia i Stany zanim wyjdą, zaproszą nas jutro na oglądanie riñas de gallo. Ale o tym jutro…