Argentyna – Dzień 86

Dzień osiemdziesiąty szósty 18.12.2018

Dzień wyjątkowo obfity w emocje, wszędzie wszystkiego pełno. Rano, po ósmej podjechaliśmy do tokarza. Był. Krzywił się trochę, trochę nic nie mówił, zastanawiał się. No, da się zrobić, powiedział, kiedy pokazaliśmy mu jaką część chcemy dorobić (wytoczyć) Ale mówi, że nie ma takiego materiału z którego można by to zrobić. I że można go kupić w sklepie, dwie kwadry dalej, trzy kwadry w lewo. No dobrze. Jedziemy. W sklepie oczywiście nie ma tego czego szukamy. Niby jest, ale za wąskie, za małe. Dowiadujemy się, że mamy zapytać dwie ulice dalej. Jedziemy. Jest, jest to czego szukamy. Miłą Pani w sklepie (później się okaże, w trakcie rozmowy, że jej dziadek przyjechał z Polski przed drugą wojną światową) mówi, że jej mąż może nam zrobić taką część , bo jest tokarzem. No… to jesteśmy w domu (zawsze tak jest, następnego dnia okazuje się że jakieś rozwiązanie się znajduje). Umawiamy się na juto rano. Dziś mamy już inne plany…

Po dziesiątej przyjeżdżają po nas Borkowscy. Jedziemy do San Vicente. Droga mija szybko w klimatyzowanym renault. 80 km przejeżdżamy w 35 minut, a stamtąd jeszcze jakieś 15 minut do czakry. Chacra to rodzaj farmy miejsca gdzie hoduje się zwierzęta lub uprawia różne zielsko, Na przykład ojciec Soni uprawia herbatę, yerba mate, trochę ananasów i na swoje potrzeby dużo innych owoców.

stron

Manico, ojciec Soni, zajmuje się jednak czymś zupełnie innych. Jest hodowcą kogutów. Ale nie takich specjalnych kogutów, tylko kogutów walczących. Kogutów które biorą udział w zawodach.

stro

Na początek zatrzymujemy się przy krzakach herbaty. 5 , 6 razy w roku maszyna ścina górne liście, zawozi się je do suszenia, a później pakuje. Liście herbaty na krzaku nie mają jakiegoś specyficznego zapachu, ale wyraźnie czuć lekko słodkawy aromat.

W domu jest ciotka Soni, razem z mężem. I to jest ciekawostka, bo rodzice jej męża przyjechali dawno temu (i płynęli trzy miesiące) z Japonii. On wygląda na jakieś 65 lat, ale pozory mylą. W każdym razie nigdy bym nie powiedziała, że to Japończyk. Wysoki, lekko otyły. No, może po oczach widać, jak się człowiek dobrze przyjrzy. Ciekawostką jest również to, że ich córka, mówi płynnie po japońsku (i hiszpańsku oczywiście), a teraz studiuje Japonistykę w Obera gdzie podobno jest dużo potomków Japończyków.

strona 9

Ciotka razem z Sonią zaczynają przygotowywać obiad. Gotują wieprzowinę, jak się później okaże ojciec Soni hoduje niewielką ilość wieprzków, i będziemy jeść mięso z jego hodowli. Oprócz tego ciotka przygotowała pastel del choclo. Troszkę inny niż robiliśmy wczoraj, bo po pierwsze z dodatkiem pomidorów. Po drugie inny gatunek kukurydzy. Bardziej słodszy, bardziej żółty. To powód, dla którego placek jest bardzo żółciuchny (swoją drogą ciekawe jak to Google przetłumaczy…)

Sonia smaży chuletas, kotlety z wołowiny. Do tego będzie sałatka tradycyjnie jak to w Argentynie – zielona sałata, pomidory, trochę cebuli, wszystko skropione dużą ilością soku z limonki.

strona9

Na deser, ale zaraz, przed deserem jeszcze gwóźdź programu. Idziemy zobaczyć koguty. W pierwszym pomieszczeniu stoi niewielka arena o średnicy dwa metry. Ojciec Soni – Manico Carre, jest cenionym hodowcą kogutów, przeznaczonych do walki. Wysyłał wiele kogutów do Meksyku, często sprzedaje do Tucuman (prowincja Argentyny), do Brazylii, przyjeżdżają do niego z całego regionu.  Teraz kogutów jest nieco mniej niż kiedyś. Wiadomo, emerytura.. Większość z kogutów jest w małych drewnianych klatkach, mają pojemniczki na wodę i ziarno. Od czasu do czasu wyciąga się je z klatek na trening, albo po to by przez połowę dnia mogły pobiegać po podwórku. Dobry kogut nie może być gruby, musi też być wybiegany. Dla kondycji.

stronn

Koguty przed walką, lub treningiem się waży, by jako zawodnicy mieli równe szanse. Później spłukuje zimną wodą. Dziś jest duży upał. Koguty są takie jakby osowiałe i zmęczone tym upałem. Zimny prysznic pobudza zatem ich krążenie, robią się bardziej rześkie, odświeżone, gotowe do treningu…

strona1

Nie powiem, wrażenie jest. Co innego jak się ogląda walki w telewizji, co innego jak oglądamy filmiki w Internecie. Co innego jak jest to przemysł, wielkie zawody gdzie ludzie płacą pieniądze. Nigdy specjalnie żadno z nas nie lubiło walki, nie takich zawodów. Dotyczy to także boksu czy innych dosyć brutalnych sportów. Ale jak obserwuje się te koguty „na żywo”, to naprawdę robi to wrażenie.

strona3

Koguty zwierają się ze sobą w walce, jakby swoje dosyć długie szyje przyciskają do szyi przeciwnika, jednocześnie dziobiąc go w miejsce, gdzie zaczynają się skrzydła. Stąd też wszystkie walczące koguty mają mocno poranione miejsce u szczytu skrzydeł. Podziobią, podziobią, a silniejszy zwykle podskakuje i wzlatuje jakby do góry by pazurami nakryć przeciwnika. Próbują go zdeptać.

strona 2

Walka a raczej trening nie trwa długo. Może z pięć minut. Oglądamy jeszcze klatki, Manico hoduje oczywiści te koguty niejako w rodzinach, czyli kogut „zawodowiec” ma swoją partnerke, którą pokrywa, a jego potomstwo jest szkolone. Trochę jak przechodzenie genów. Dobry walczący kogut musi mieć potomstwo. Zwykle dobrze się ono sprzedaje.

sttrona

Manico pokazuje nam jeszcze specjalne metalowe nakładki na dzioby. Chyba po to, by walka była jeszcze barziej widowiskowa.. a także metalowe kolce, które zakłada się kogutą na górną część pazura..

Butalny to sport, ale Manico mówi , zę koguty mają to w naturze, że tak jest i tyle. No cóż… każdy ma swoją filozofię. Jesteśmy lekko, jakby to powiedzieć, w rozkroku w naszych opiniach…

Manico oprowadza na jeszcze po swojej chakrze (czyli po farmie) możemy zobaczyć tam jeszcze parę swinek, które jakoś tak trochę wyglądają dziko, bo mają dłuższą sierść niż nasze świnie, ale nie wnikamy za bardzo.

strona 11

Na deser jemy faworki albo chruściki jak kto woli. Grube, pięknie wysmażone. W San Vicente nazywają się one z portugalskiego (ze względu na bliskie sąsiedztwo Brazylii) cueca virada lub calça virada co oznacza wywrócone spodnie.

trona 5

To jeszcze nie koniec dnia. Jedziemy zobaczyć Salto El Maynó. Przepiękny wodospad nieco ukryty przed turystami. Droga szutrowa, wymagająca. Bez napędu 4×4 dosyć trudno dojechać…