Wczorajsze barbeque było bardzo udane. Zanim jednak to nastąpiło o 16.00 mieliśmy ćwiczenia, w celu zapewnienia właściwego poziomu bezpieczeństwa. Rozległ się głośny alarm i ubrani w kamizelki i kaski, trzymając w rękach całe wyposażenie w workach (pianki i inne niezbędne w przypadku tonięcia elementy) przeszliśmy do punktu ewakuacyjnego na górnym pokładzie. Tam trwały już ćwiczenia, uruchomiono węże strażackie, ktoś z załogi symulował cierpienie i musiano go na specjalnych noszach ewakuować do szpitala (który też jest na pokładzie). Ogólnie rzecz biorąc dużo ciekawych zajęć.
O 19.00 była kolacja. Rozparcelowano świnkę, która całe popołudnie piekła się, a na deser podano lody. Życie ma sens. Jakby tego jeszcze było mało dla smakoszy serwowano caipihrinię. Słodką miksturę z soku z limonki, cukru i brazylijskiej wódki.
Dziś dzień natomiast mija jak co dzień. Cisza, spokój, selekcja filmów i zdjęć, przygotowywanie prezentacji. Leżakowanie na pokładzie w słońcu. I cisza. I tylko szum przelewających się dookoła statku fal. Jesteśmy już na pełnym oceanie. Do tej pory płynęliśmy wzdłuż wybrzeża brazylijskiego, ale od dzisiejszego ranka już wpłynęliśmy na szerokie wody Atlantyku.