Argentyna – sto dwudziesty piąty dzień wyprawy

Dziś dzień pełen wypoczynku. w końcu jest niedziela. Wczoraj wypoczywaliśmy, a dziś to już w ogóle – pełne szaleństwo, spanie prawie do południa, spacerowanie po Miramar, obiadek, lody, spokój. Ogólny spokój. Nic nie trzeba robić, nigdzie się nie trzeba śpieszyć. I taki dzień kolejny, by już mieć taki przesyt odpoczynku, który był nam potrzebny. To niesamowite, jak spokojne jest to miasteczko, chociaż pewnie w sezonie, między grudniem a marcem, musi tu przyjeżdżać sporo turystów. Widać to po bazie hotelików, apartamentów do wynajęcia, które są praktycznie w każdym domu. Jest to widoczne także po dużej ilości knajpek i restauracji, które teraz świecą pustkami, a w każdej przynajmniej kilkadziesiąt stolików, plus to, co wystawią na zewnątrz.

Teraz jednak, w kwietniu, jest bardzo ciepło (dla nas), około 23 stopni. Słońce grzeje cały dzień. Nie sprawdzają się prognozy pogody, które zapowiadały deszczowe dni. Mamy tylko nadzieję, że ten niż, który był na mapie pogody, nie przesunie się teraz na wschód, gdzie jedziemy. Morze Ansenusa (czy też inna nazwa Lago Mar Chiquita) jest dziś wieczorem wyjątkowo piękne w czerwonej poświacie zachodzącego słońca. Miramar szykuje się do nocy, a my razem z nim.

SONY DSC