Dzień czterysta dziewięćdziesiąty ósmy – 03. 02.2020
Dziś poranek w 3 osobowym składzie. Budzimy się dosyć wcześnie i idziemy poszukać czegoś do zjedzenia na śniadanie w nowej dzielnicy. Okazuje się, że niedaleko jest mercado, więc raźnie maszerujemy tam. Po drodze większość sklepików, knajpek i budek z jedzeniem jest jeszcze zamknięte.
Mercado też zaczyna dziś swoją działalność, ale na jednym ze stoisk widzimy już płomienie pod garnkami. Zamawiamy więc omleta, i jajecznicę. Ania bierze coś lokalnego, przyzwyczaiła się już w swoim 2 miesięcznym pobycie w Meksyku do ich jedzenia. Dodatkowo w zestawie śniadaniowym mamy kawę i kilka kawałków papai.
Po powrocie decydujemy się tu zostać na kolejne 3 noce. Jest parking dla motocykla Anny, dwa łóżka, wiec więcej nam nie potrzeba.
Dziś jest podział aktywności na płeć. Zatem ja zostaję w pokoju leczyć dalej nogę, a Kobiety idą na miasto…
Jak widać chyba nieźle tam „balowały”, bo chyba aż pilot samolotu wylądował na jednym z placów…
Wieczorem nadszedł czas na toasty za spotkanie. Wino co prawda z kartonika, ale nie najgorszej jakości… Ja nie wiem, bo nie próbowałem, ale pozwolenie od męskiej części było, więc jest dobrze.
——————————–