Dzień trzysta dziewięćdziesiąty ósmy 26.10.2019
Z porannego letargu wyrywa nas narastający warkot silnika ciężarówki i oślepiające światło przebijajace się przez zasłony na szybach w aucie. Co się dzieje? Nie, to nie UFO. O piątej rano przyjechały dwie ciężarówki ładować z pobliskiej hałdy piasek. Pomimo, że właściwie nie przeszkadzają nam i nie zaczepiają nas, powoli decydujemy się zwinąć z tego miejsca i ruszyć dalej. Jest to dobra okazja, żeby nadrobić kilometry, a nie wylegiwać się do późnych godzin porannych. Korzystamy z poranka i kawałkami dobrego asfaltu przyśpieszamy jadąc w kierunku stolicy regionu Ukajali – Pucallpa. Dziś mamy dobry czas. Około 9,30 dojeżdżamy do ostatniego miasta na tej drodze. Niespodziewanie okazuje się to całkiem spore metropolia jak na Amazonię. Przebijając się w morzu trójkołowych tuktuków dojeżdżamy w okolice Rio Ukajali, żeby zobaczyć tą osławioną rzekę, skąd odpływa się do Iquitos i dalej w głąb morza lasów… Prawdziwa Amazonia.
Miasto i okolice portu nie rozczarowały nas. Okazały się typowym i znanym już nam z boliwijskiej części Amazonii klimatem. Ogromna ilość ludzi krzątających się przy łodziach, mnóstwo kierowców tuktuków którzy poruszają się w chaosie po ulicach. Całe szczęście, jednokierunkowy układ ulic ułatwia nam jazdę po mieście. Tym razem jesteśmy tu tylko przejazdem. Może kiedyś jeszcze uda nam się popłynąć do Iquitos… Zawracamy do selwy. Jedziemy dalej, w kierunku północnym, do granicy z Ekwadorem. Początkowo droga jest w miarę prosta, jednak później znowu kluczy i zwęża się, miejscami stając się szutrowym szlakiem, aż wjeżdżamy w potężny kanion, usiany mnóstwem wodospadów i wodospadzików. Wspinamy się ponownie na wysokość prawie 2000 m n.p.m. Znajdujemy stację benzynową, stosunkowo pustą i kameralną na wylocie z miejscowości. Wieczór jest chłodniejszy. Wysokość ma znaczenie dla klimatu…
————————