Przez Atlantyk – dziesiąty dzień wyprawy

Rano wyrywa nas ze snu pukanie stewarda, że już czas na śniadanie. Zaspaliśmy. Okazało się, że wczorajszego wieczoru telefon złapał zasięg z sieci Angielskiej. Przepływaliśmy wtedy kanałem La Manche. I czas w telefonie oraz budziku przestawił się o godzinę do tyłu. Pędzimy coś zjeść, aby nie być głodnym do lunchu.

W nocy podobno mocno bujało. Ja nic nie czułem, ale tak twierdzi moja ładniejsza połowa. Podczas rozmów przy śniadaniu dowiadujemy się, że statek od kilku godzin mocno zwolnił i zatacza koła po wodach kanału La Manche. Powodem tego jest  sztorm na morzu dlatego kapitan postanowił przeczekać ten okres. Podobno mamy ruszyć dalej za około 20h. Idziemy do pomieszczenia z pralką i suszarką, aby wyprać parę ciuszków. Nie jest tego za wiele, ale chcemy przetestować sprzęt na przyszłość. Małe 2 godzinki później , które wykorzystujemy na spacer po pokładzie, mamy czyste i pachnące ubrania.

Zapakowany cały pokład. Można tu załadować dużo kontenerów.
Zapakowany cały pokład. Można tu załadować dużo kontenerów.

W dalszym ciągu integrujemy się z reszta pasażerów. Sympatyczne małżeństwo z Francji opowiada o swojej poprzedniej podróży do Ameryki Południowej z przed kilku lat. Wtedy też płynęli linią Grimaldi ale na statku Grande Brasil. Pokazują zdjęcia z Boliwii i Argentyny. Z Salaru De Uyuni, ładne widoki.