Singapur – sześćdziesiąty piąty dzień wyprawy

Od rana intensywnie pakujemy się. Musimy podzielić bagaże tak, żeby kontrola na lotnisku przepuściła nam bagaż podręczny, a rzeczy niemożliwe do przewiezienia nadamy. Zostawiamy plecaki w hotelowej przechowalni i wyruszamy ponownie na miasto. Wychodzimy z hotelu, a na naszej ulicy i okolicznych stoją dziewczyny. Aż nas to zaskoczyło, bo tak skoro świt. Ale widocznie popyt jest, to i podaż musi być również. Singapur 11.00 rano – jeśli chcesz spędzić czas z panienką, przyjedź, podejdź, niezależnie od pory, na ulicy stoją ich tuziny. Oczywiście na Geyland street.
Jedziemy do dzielnicy Little India. To część miasta podobna urbanistycznie do Chinatown. Zachowana niska zabudowa.
Cały dzień rozpaczliwie poszukujemy internetu. Nie zwykliśmy za niego płacić, więc wędrujemy po McDonaldach i szukamy, podobno w mieście jest sieć. Okazuje się, że tylko dla posiadaczy telefonów komórkowych z singapurską kartą. Póki co mamy nadzieję, że na lotnisku będzie dostęp.

Chociaż żal nam rozstawać się z tym miejscem, kierujemy swoje kroki z wolna do hotelu, aby odebrać nasze plecaki. Dochodzi godzina 18 kiedy wsiadamy na stacji Aljunied do kolejki naziemnej i kierujemy się w stronę lotniska Changi. Z dużym wyprzedzeniem nadajemy ciężkie plecaki (eeee wcale nie ciężkie. Jeden waży 8 kg, a drugi 7 kg). Mamy ponad 4 godziny wolnego do odlotu. Lotnisko jest ogromne, a mnogość sklepów przyprawia o zawrót głowy. Trudno się powstrzymać, aby nie kupić jakiegoś drobiazgu. Godzinę przed odlotem meldujemy się w wyznaczonym wejściu i wraz z innymi pasażerami czekamy na wejście na pokład Airbus’a A 380-400.
Przed nami 13 godzin lotu do Monachium. Z powodu różnicy czasu pomiędzy Singapurem i Europą w drodze powrotnej odzyskujemy 7 godzin, które utraciliśmy na początku podróży. Trochę głodni czekamy też na posiłek serwowany dwukrotnie podczas lotu. Sama podróż przebiegła raczej spokojnie, jakiś czas po starcie były turbulencje i niewielka panika Kotka na pokładzie, ale przeżyliśmy. Była dzielna, chociaż umiejętności pilota w jej mniemaniu były niedostateczne, a długość rozbiegu przy starcie ciągnęła się ogromnie…

Jesteśmy w Gdańsku na lotnisku. Wreszcie w domu, przywitani kwiatami i swojskim obiadem.
Jeśli jesteśmy w Polsce, to znaczy, że zakończył się nasz projekt 2012. Teraz musimy opracować jeszcze zdjęcia, by w Galerii na stronie były dostępne.
Plan kolejnego projektu wkrótce…