Argentyna – osiemdziesiąty ósmy dzień wyprawy

Dzisiaj wreszcie rano nie było zimno, obudziliśmy się na plebanii, szybko się spakowaliśmy, zjedliśmy śniadanie (jajecznica ze szczypiorkiem) i już byliśmy gotowi jechać. Niestety. Nasz motocykl nie był gotowy do wyjazdu. Jeden odpalił ładnie, od pierwszego strzału. Drugi stwierdził, że nigdzie nie jedzie. Jak postanowił tak zrobił. Długo go błagaliśmy, żeby zmienił zdanie.Czyściliśmy mu świece, podładowaliśmy z drugiego akumulatora, głaskaliśmy i przemawialiśmy do rozsądku. Po godzinie walki w końcu się poddał i zdecydował, ze jednak dziś pojedziemy.

No nie chce zapalić bestia
No nie chce zapalić bestia

Przed naszym wyjazdem na plebani pojawiła się niesamowita osoba. Podjechała samochodem, może 65 letnia pani, która była (bo już raczej nie praktykuje) wielką zwolenniczką motorów, ba, przejechała pół swojego życia na motocyklach. Obejrzała nasze maszyny dokładnie, co chwila przytakując i mówięc „que lindo” „que hermoso” (co oznacza „ładnie, pięknie”), obejrzała dokładnie nasze sakwy, nasze opony, naszego GSP-a. spytała o parę szczegółów technicznych, na przykład o telefon satelitarny. Dotknęła naszych ramion i przedramion, wiedząc, że na szutrach trochę się wzmocniły mięśnie. Cały czas się uśmiechała i miała zachwyt w oczach. No cóż, jak ktoś już raz pokochał motory, to miłość ta nigdy nie wygasa, nigdy nie umiera.Około 12.00 wyjechaliśmy z Lago Puelo, przejechaliśmy przez El Bolson, miasto osławione legendarnymi spędami hippisów, zatankowaliśmy tam, po czym piękną, urokliwą drogą pojechaliśmy do San Carlos de Bariloche. To miasto położone w górach, okala je wcinające się w miasto jezioro Nahuel Huapi. Widoki są po drodze nieziemskie, bo góry dosyć wysokie, przekraczamy 1000 metrów nad poziomem morza. Jeżeli góry, to wiadomo, ze bardzo wiele zakrętów, droga meandruje między dolinami opada i wznosi się znowu w góry. Po drodze robimy przerwę, by nad strumieniem w niezwykłych okolicznościach przyrody zjeść drugie śniadanie.

SONY DSC

Samo miasto San Carlos de Bariloche ma niewiele ponad 100 lat. Jest urokliwe, bardzo dużo turystów, co oczywiście ma przełożenie na ceny. Camping chyba najdroższy w Argentynie, jaki do tej pory spotkaliśmy.

Bariloche to miasto niemieckich emigrantów, stare budynki z lat trzydziestych ubiegłego wieku są wykonane z drewna i kamieni. Nadaje to miastu taki tyrolski wygląd. Przez wiele lat Bariloche było uważana za przystań dla nazistowskich zbrodniarzy.

W każdym razie my, nie szukając potomków nazistów, rozbiliśmy namiot i wypoczywamy (można tak powiedzieć).

SONY DSC

Wieczorem gotujemy warzywną potrawkę, bo czas uzupełnić witaminy.