Tajlandia – sześćdziesiąty drugi dzień wyprawy

Dziś z samego rana ogarnął nas szał zakupowy. Dla naszej licznej rodziny i przyjaciół dokupiliśmy jeszcze parę drobiazgów. Naprawdę NIC tu nie ma. W galeriach handlowych może i by się coś znalazło, ale do końca przecież nie o to chodzi. Chodzimy w okolicach naszego Hotelu po bazarze w rosnącym z minuty na minutę skwarze. Ostatnie chwile na Khao San Road chcemy zapamiętać na długo.
Pod koniec podróży, w ostatnią noc którą spędzimy w Bangkoku (W Singapurze mamy już zarezerwowany hotel), postanowiliśy podarować sobie odrobinę luksusu. Na stronie www.agoda.com znaleźliśmy promocję, która obowiązuje na nocleg w najwyższym budynku w mieście – Baiyoke Sky Hotel . Zabieramy spakowane wcześniej plecaki z hotelu, bierzemy taksówke i w zwiększających się korkach około 14 godziny dojeżdżamy na miejsce. W recepcji dostajemy pokój na 26 piętrze. Widok już z tej wysokości jest niesamowity. Wielkość pokoju zresztą też robi wrażenie jak na standardowy. Sama łazienka jest większa niż niejeden z dotychczasowych naszych pokoi hotelowych w innych miejscach.
Korzystamy z uroków hotelu. Taplamy się w basenie na 22 piętrze. Oglądamy widok z 88 piętra. Na obrotowym tarasie, stojąc w miejscu, można zobaczyć całe miasto. Pokład widokowy z niewielką prędkością obraca się wokół budynku. Naprawdę robi wrażenie. Będąc w dzielnicy tanich hoteli i gesthousów, nie widzi się takiego ogromu tego miasta. Owszem widać, że jest bardzo dużo ludzi, ale dopiero widok na całą okolicę, z wysokości około 250 m pozwala ogarnąć wielkość miasta. I to pewnie też nie całą.

Bangkok 26 lutego 067
Jest parę kwestii, które są irytujące w tym hotelu. Po pierwsze tysiące ludzi. Nie ma się w sumie co dziwić, bo każdy chce zobaczyć widok z góry. Może to i dobrze, że wjazd jest płatny. Wyklucza to już pewien procent ludzi. Ale wielkość hotelu automatycznie determinuje gęstość przewalającego się tłumu.
Po drugie – pomimo, że w pokojach jest czysto, nie widać śladów pajęczyn, brudu czy robactwa, to czystość kawiarni pozostawia wiele do życzenia. Nie będziemy tu pisać o brudnych obrusach, ani karaluchu, którego znaleźliśmy pod talerzykiem z ciastem, które zamówiliśmy. Pozostańmy przy tym, że nie polecamy korzystania z barów wewnątrz budynku.
Po trzecie, sprawa która najbardziej mnie irytuje, choć podobno jest to normalne, internet jest dodatkowo płatny 400 bathów na dobę. Owszem, podobno jest to szybkie łącze, ale przecież obecnie w każdej szanującej się knajpie, i w 90% hoteli, w których nocowaliśmy wcześniej łącze Wi Fi jest oczywiste. Nie chodzi tu o oszałamiającą prędkość 6MB/s, która ponoć jest dostępna, ale o brak tego w cenie. Co prawda mąż zapewnia mnie, że to normalne, ponieważ ci, którzy nie korzystają z netu nie muszą za to płacić w cenie noclegu, ale mnie wydaje się to co najmniej mankamentem tego hotelu (jeśli nie poważną niedogodnością). Zresztą jakby tego było mało w okolicznym McDonaldzie, KFC czy Starbuck’sie też nie ma netu. Co wkurza jeszcze bardziej. A Emilka czeka na relacje 🙂 Pomimo naszej krytycznej oceny paru kwestii związanych z hotelem, pobyt w nim dał nam sporo satysfakcji i odpoczynku po kilku wcześniejszych nocach.