5 dzień wyprawy
Tak, Krzysztof chory. Ledwo wyruszyliśmy na wyprawę, a on już się przeziębił. Ma gorączkę, kicha, zakatarzony. Trzęsie się wieczorem. Jak tu podróżować. Wczoraj trochę został w domu i nie spacerował, ale dziś niestety musimy o 11 opuścić nasz wspaniały lokal (cztery pokoje dwuosobowe i jedna łazienka…..) i udać się na lotnisko. Co prawda lot dopiero o 21, ale jednak, co tu robić w mieście, skoro biedakowi się nie chce nigdzie chodzić. W odpowiedzi na pytanie naprawdę trzeba czekać na lotnisku, bo przynajmniej nie wieje i nie trzeba chodzić.
W sumie wszystko byłoby ok, ale jak zwykle mamy za dużo bagażu, a raczej jest on za ciężki i nawet krótka przechadzka do metra z bagażem jest uciążliwa.
W każdym razie idziemy piechotą do metra. Raptem 8 minut piechotą pokazuje nawigacja. Bilet 3,2 EURO na dwie osoby. Jedziemy 4 przystanki na lotnisko i wysiadamy. No dobra. Parę godzin czekania. Nawet nie chcemy liczyć ile. Po 3 godzinach przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa, bo wcześniej nie można. Odprawa jest robiona online wcześniej, także nie ma z tym problemu. W końcu podróżujemy tylko z podręcznym. Pan z ochrony chce zobaczyć moje kosmetyki. Dobrze, jest ich niewiele i mają małą pojemność. Jestem przygotowana. czekamy długo. Na lotnisku jeszcze jemy, choć niechętnie, z uwagi na słabe jedzenie i ceny troszkę z kosmosu. Godzinę przed planowanym wylotem przychodzi mail od naszego przewoźnika Air Europa, że jest 50 minut opóźnienia. Noż….. k… mać. Ale dobra. Damy radę. Krzysiek się trochę chwieje na nogach. To chyba gorączka. Ale na szczęście to tylko stan podgorączkowy. Nie, że 40 stopni Celsjusza. Po godzinie jesteśmy w Madrycie. Prawie północ…. Wsiadamy do taksówki i już po paru minutach jesteśmy w hotelu. Tak, dziś w hotelu. 73 Euro i przyjemny hotel z drewnianym wezgłowiem. Ciepło. Choć w Madrycie zimno.
4 marca 2023
——————————–