Ekwador – Dzień 431

Dzień czterysta trzydziesty pierwszy – 28.11.2019

Rano niespiesznie robimy śniadanie i kawę. Chyba już stało się tradycją, że kawa jest z ciśnieniowego małego ekspresu, a mleko z pianką zrobioną blenderem. Takie małe przyzwyczajenie, a może nawet nałóg… Ale co to komu szkodzi… Miejscowość w której się zatrzymaliśmy na noc słynie z produkcji, a właściwie rękodzieła. Wykonuje się tu słynne wyplatane kapelusze z trawy, zwane Panama. Mylnie utożsamiane z Krajem w Ameryce Środkowej, Panama. Jak wieść niesie chyba w roku 1906, kiedy budowano kanał Panamski. Z wizytą udał się tam prezydent USA właśnie w nakryciu głowy tego typu. Cały świat obiegło potem zdjęcie prezydenta w takim kapeluszu i stąd się utarło powiedzenie sombrero Panama. Jednak tylko w Ekwadorze je się wyrabia, a na dodatek w rejonie Sigsig i Cuenca. Wstępujemy zatem po drodze do jednej z wytwórni i napawamy się widokiem mnóstwa tych słynnych nakryć głowy.

aaaaa006

Nie bylibyśmy też sobą gdybyśmy nie dokonali drobnego zakupu. Kapelusz dla mojej żony z pięknym haftem i napisem Ekwador. Ruszamy dalej w drogę do Cuenca. Dojeżdżamy do miasta. Nie jest duże, ale za to bardzo kompaktowe. Bez problemu znajdujemy miejsce oznaczone w iOverlander. Trochę miejsca na parking, i tyle. Mała kuchnia. Miriam (właścicielka) za to jest bardzo miła. Pokazuje nam cały dom, ma też miejsca dla turystów z plecakami, a my, parkując na wąskim betonowym podjeździe, za zamkniętą bramą, mamy do dyspozycji toaletę i prysznic. Nie jest źle. Zaraz idziemy na miasto, pozwiedzać trochę.  W Cuenca znowu odwiedzamy muzeum kapeluszy, ale za to dużo więcej się dowiadujemy, także wizyta nie dość że gratis, to jeszcze pouczająca. Potem szlajamy się trochę po  mieście, jemy obiad, niektórzy krewetki…. potem krótki spacer, wizyta w supermarkecie i tym sposobem minął całkiem udany dzień.

dav

aaaaa007 aaaaa008 aaaaa009 aaaaa010

—————————-