55. Monclova czyli miasto na pustyni

55 dzień wyprawy

Rano wstajemy wściekli. W nocy nie było wody, wyłączyli pompę i susza w kranach. A była potrzebna!!!

W każdym razie wstajemy o siódmej i decydujemy by ruszyć, bo jednak trochę drogi przed nami. Upieramy się, by w poniedziałek rano przekroczyć granicę. Jak to niektórzy mówią, „oj śpieszno Wam do drogiego kraju”. My po prostu chcemy, żeby dotrzeć do tej Alaski, a jednak im wcześniej tym lepiej.

Zatrzymujemy się po kilkudziesięciu kilometrach i jemy śniadanie. Dziś płatki kukurydziane mała kawa i jedziemy dalej.

Wiadomo, że Krzysztof robi najlepszą kawę…

Cały czas ciepło, gorąco wręcz. Dojeżdżamy do Saltillo, szukamy apteki, żeby dla Krzyśka kupić tabletki na żołądek, kupujemy wodę i doładowujemy internet w OXXO. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że karta OXXO zadziała w Stanach i będziemy mieli przez najbiższe 30 dni internet… A potem się zobaczy.

Gorditas…

W Saltillo jemy jeszczze po dwie gordity na głowę i jedziemy dalej. Znowu krajobraz mocno pustynny, na wylocie z miasta parki industrialne, duże skupiska fabryk i magazynów. Podobno dużo tu chińskiego kapitału, i nie tylko…

Dojeżdżamy do Monclova około 15. Meldujemy się w hotelu. Pogoda zmieniła się diametralnie, naszedł jakis zimny front i nawet wyciągnęliśmy bluzy z dlugim rękawem.

Jemy tak zwany obiad, czyli kurczaka z grila i hamburgera w Pollo Feliz. I to tyle na dziś. Lekko zmęczeni siedzimy w hotelu.

Przejeżdżamy dziś finalnie około 330 km. W pustynnych upałach, gorączce, by trafić na spokojne 17 C.

Jutro z samego rana po śniadaniu ruszamy w stronę Piedras Negras… przed nami granica…

23.04.2023

——————————