Argentyna – siedemdziesiąty dziewiąty dzień wyprawy

Nie chce się wstawać. Rano budzimy się oczywiście z pełnym pęcherzem, a do toalet daleko mamy, bo tak się rozbiliśmy z namiotem. Daleko. A tu nie dość, że trzeba wstać, to jeszcze trzeba się pakować i trzeba jechać. Niby nie trzeba, można by jeszcze jeden dzień zostać, ale z drugiej strony, woła nas El Chalten i Fitz Roy – kolejne punkty naszej wyprawy. El Chalten to baza wypadowa dla turystów uwielbiających góry, trekkingi i jeden z najtrudniejszych szczytów Fitz Roy, o prawie pionowych ścianach.

Jemy zatem śniadanie, w miarę szybko się pakujemy i wyjeżdżamy. Tankujemy jeszcze paliwo, na stacji badawczym wzrokiem przygląda nam się pewien mężczyzna. Nie wytrzymałam napięcia i mówię „dzień dobry”. I nie pomyliłam się. Odpowiedział mi w naszym rodzimym języku. Chwilę porozmawialiśmy. To nauczyciel, ale na stałe mieszka we Francji. W Argentynie ma wielu przyjaciół, więc czasem na wakacje tu przyjeżdża.

El Chalten w tle...
El Chalten w tle…

Ruszamy do drogi nr 40. To jedna z ładniejszych tras. Nie ma w ogóle porównania z Rutą 3. Na 40 cały czas zmienia się krajobraz, raz góry, raz doliny, potem znowu dużo jezior, rzeczek. Droga nie jest prosta, tylko cały czas meandruje pomiędzy naturalnymi przeszkodami. Dwa razy przez drogę przechodzi nam pancernik. Co to za dziwaczne stworzenie!

Z Ruta 40 skręcamy na El Chalten i jedziemy jakieś 80 kilometrów. Oczywiście na całej trasie pomiędzy El Calafate a El Chalten (jakieś 230 km) zero jakiejkolwiek infrastruktury. Zero toalet. To jest czasem po prostu katastrofalne. Nie zawsze, ale czasem. Dziś doprowadziło mnie do szewskiej pasji.

Dojechaliśmy do El Chalten. Miasto jest pięknie ukryte pomiędzy górami, a w miarę jak się do niego zbliżamy coraz wyraźniej widać wysoki szczyt Fitz Roy. To naprawdę piękny widok i robi niesamowite wrażenie. Czasem po prostu brakuje już słów, by opowiedzieć, jak piękne są tu krajobrazy w Argentynie, jak ciekawa jest tu przyroda i jakie bajeczne formy tworzy tutaj natura.Zdjęcia także nie oddają tego piękna, które tutaj mamy jak na dłoni cały czas. El Chalten jest malutkie, parę uliczek, a na każdej w prawie każdym budyneczku hotel, hostel lub hosteria. Typowo turystyczne miejsce. My znajdujemy camping, są dwa w miasteczku. Wybieramy ten spokojniejszy i z mniejszą ilością ludzi. Komuny ludzkie raczej nas odstraszają. Rozbijamy sprawnie namiot i jedziemy „na miasto”. Przyjeżdżamy w porze poobiedniej siesty, także niestety sklep do 17.00 zamknięty. Ratujemy się naszymi zapasami i zjadamy coś na szybko.

Fitz Roy. Najpiękniejszy szczyt Patagonii
Fitz Roy. Najpiękniejszy szczyt Patagonii

Relaks. Ciepło. Słońce grzeje, a jednocześnie lekki wiaterek przygrzewa. Dookoła nas wysokie , a nawet bardzo wysokie skaliste góry, w oddali ośnieżone szczyty, a my na trawie i w otoczeniu niewysokich, karłowatych drzew – odpoczywamy.

Jutro raczej stąd wyruszamy. Niestety, wszelkie trekkingi nie są dla nas – turystów motocyklowych. My oglądamy i spadamy… Ale tu pięknie. Naprawdę..