Argentyna – sto trzydziesty dzień wyprawy

Rano wstajemy wyspani i przygotowani do drogi. Przed nami niecałe 400 kilometrów do Villa Gessel. Już się cieszymy na tą wyprawę. Ruszamy po tradycyjnym argentyńskim śniadaniu – kawa i dwa słodkie rogaliki. Początkowo trochę wieje, później zimno jest już wyraźnie odczuwalne. Przez chwilę marzę o podgrzewanych rękawicach, ale niestety są gdzieś głęboko schowane w worku, wiec wyciąganie ich zabierze przynajmniej 20 minut. Decyduję więc trochę jeszcze pocierpieć z lekko skostniałymi palcami, zwłaszcza prawej ręki, która spoczywa w zasadzie cały czas na manetce gazu. Około 12.00 zaczyna się ocieplać, więc i ręce powoli odtajają.

SONY DSC

Trochę przesadzam, ale niestety nie jest łatwo, jesienią robić 400 kilometrów, bo jest zwyczajnie trochę za chłodno. Oczywiście jest chłodno tylko osobą, które mają kobiecy  metabolizm. Faceci , zwłaszcza prawdziwi faceci, bardzo dobrze dają sobie radę z tym chłodem!!! Krzysiek oczywiście nie odczuwa żadnych dolegliwości związanych z chłodem, który nieznacznie przenika nasze ciała. Ja ubieram drugą warstwę odzieży termicznej. To jest ta część garderoby, bez której nie wyobrażam sobie podróży motocyklem – odzież termiczna.

Dojeżdżamy po 180 kilometrach do Dolores, a w zasadzie najpierw do skrzyżowania dróg nr 41 i nr 2, gdzie wzruszenie odbiera nam mowę. Zatoczyliśmy koło. Po 13.000 kilometrów, wróciliśmy na tą samą trasę, którą już jechaliśmy.

Nasza dotychczasowa trasa po Ameryce Południowej
Nasza dotychczasowa trasa po Ameryce Południowej

Robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej. Tuż przed Dolores jemy asado. Pyszna, krucha wołowina rozpływa się w ustach.

SONY DSC

Zaspokoiliśmy pierwszy wielki głód i spokojnie możemy ruszać dalej. Po 17.00 dojeżdżamy do Villa Gessel. Podjeżdżamy pod dom Gali i Ryśka.