Chile – siedemdziesiąty czwarty dzień wyprawy

Jemy szybkie śniadanie w hotelu i o 8.00 wyruszamy z grupą innych osób, busem do Parku Torres del Paine. Przy okazji oglądamy granicę, którą jutro będziemy przekraczać pomiędzy Chile a Argentyną. Całe szczęście do granicy po chilijskiej stronie jest to asfalt.Dojeżdżamy do Parku i naszym oczom  ukazuje się ogromny masyw górski Torres del Paine. To mamy trochę szczęścia. Rano jest piękna pogoda, sprzyja nam wyjątkowo. Piękne słońce oświetla nagie szczyty skał, które mienią się różnokolorowymi refleksami.. Poszarpany szczyt wygląda nader okazale, w kontraście z niebieską tonią lagun pomiędzy wzniesieniami jest jeszcze piękniejszy. Kolejne przystanki, które robimy przybliżają nas do masywu i ukazują coraz większe rozmiary szczytu. Pomimo słonecznej pogody wiatr jest dziś wyjątkowo siły. Porywy w pełnych momentach utrudniają nam utrzymanie się na nogach. Dzięki Bogu, że zrezygnowaliśmy dziś z motocykli.

Park Torres del Paine
Park Torres del Paine

Szutrowa droga wijąca się w parku narodowym, to wznosi się to opada, a pomiędzy odcinkami widzimy stada guanako, wyjątkowo oswojone.

Podążając dzisiaj wytyczonym szlakiem wraz z grupą turystów, widzimy różnice w sposobach podróżowania – motocyklowym a autobusowym. Pomimo, że motocykle w wielu miejscach uwiązują i ograniczają swobodę ruchu, to jednak dają wiele innych możliwości.

szczyt Torres del Paine w tle
szczyt Torres del Paine w tle

Dziś jednak mój dzielny mąż znosi katusze w tym autobusie, bo telepie, jeszcze wsiedliśmy na samym końcu, więc wolne miejsca były tylko na końcu autobusu. Pierwszy i ostatni raz taki numer.Wykończeni wracamy do hotelu. To był dzień pełen widowiskowych wrażeń, w ciepłym a później nawet za ciepłym autobusie. Jutro ruszamy do Argentyny. Chile jest zdecydowanie za drogie. I paliwo jakie drogie! Prawe 2 dolary za litr, to już przegięcie.