Dzień ósmy – 01.10.2018
Dziś dzień deszczu i wilgoci. Rano pieczemy drugie już w Hamburgu ciasto drożdżowe ze śliwkami, z wczorajszego rosołu robimy pomidorówkę (czerwona zupa dla Kuby, ale już i tak jest zbyt duży, żeby to kupić, wiec i tak nie je. Kuba nie lubi pomidorów).
Po 13 nasi gospodarze wyjeżdżają do Polski, a my zostajemy tylko z Anią i możemy posłuchać opowieści o Korei, którą odwiedziła już dwa razy. Możemy też posłuchać opinii na temat życia młodej Polki, która urodziła się i wychowała w Niemczech, w domu, gdzie mówi się po polsku i są polskie zwyczaje (podobno tylko w polskim domu kosz na śmieci jest pod zlewem w kuchni).
Wieczorem spotykamy się z Izą i Bartkiem. Powoli ten zwyczaj wchodzi do kanonu zachowań, cztery lata temu, przed naszym wypłynięciem do Ameryki Południowej, też spotkaliśmy się z Bartkiem na piwo. Wtedy mieszkał tu parę miesięcy jeszcze bez żony. Teraz mogliśmy już pogadać z Izą (która w cudowny sposób zdominowała dużą część rozmowy) i dowiedzieć się też z jej punktu widzenia jak wygląda życie w Hamburgu.
Prognozy pogody na jutro nie są zbyt optymistyczne. Ma padać…
———————————-