Ostatni dzień w Hanoi rozpoczęliśmy leniwie. Jako, że wieczorem wyruszamy nocnym sypialnym autobusem do Hue, nie chcieliśmy tracić sił. Jak się potem okazało, była to słuszna strategia. Po śniadaniu w hotelu, tradycyjnie bardzo skromnym jak na nasze żołądki , poszliśmy zwiedzać i szukać czegoś do zjedzenia.
(śniadania w naszym hotelu są ekstremalnie skromne, dżemik wielkości czubka łyżeczki, plasterek masła, przez które widać powietrze, jedno smażone jajko i bagietka, którą jest tak mała, że wystarcza na dwa kęsy).
Odwiedziliśmy pobliski targ warzywny. Rozłożone na ziemi w rzędach, tarasujące chodnik i ulice warzywa i owoce zachęcały do ich skosztowania. Wielu z nich nie potrafiliśmy nawet zidentyfikować.
Pomiędzy straganami ujrzeliśmy wąską, bogato zdobioną bramę. Okazała się wejściem do mocno już zniszczonej przez wieki chińskiej świątyni. Po bokach stały kamienne tablice z nazwiskami ofiarodawców na rzecz świątyni. Wewnątrz bogato zdobione wnętrze i ludzie odprawiający modlitwy. Po chwili ciszy wewnątrz, wyszliśmy ponownie na ruchliwe i tętniące życiem ulice.
Parę uliczek dalej natrafiliśmy na spokojną knajpkę, w której spotkaliśmy grupkę Polaków. Wymieniliśmy się cennymi spostrzeżeniami z podróży.
Po nocnym przejeździe z Luang Prabang do Vientianu i związanych z nim wielogodzinnym męczeniem się w za małym siedzisku, szukaliśmy tanich lotów na dalszą drogę. Udaliśmy się w tym celu do biura rezerwacji Vietnam Airlines. Tu kolejny raz w tym kraju spotkaliśmy się z niekompetencją obsługi. Pani za ladą napisała nam ceny i godziny odlotów. Po chwili przemyślenia przez nas jaki lot najbardziej nam pasuje, zdecydowaliśmy się na konkretny lot. Ku naszemu zaskoczeniu, panienka z rozbrajającą miną stwierdza, że bilety już są droższe. Jest dużo chętnych i na ten dzień musimy zapłacić więcej. wszystko to mówi zajadając się słonecznikiem, wypluwając łupiny i równocześnie prowadząc rozmowę z koleżanką. Kolejna taka sytuacja, która nas tu spotyka. Szybko pani dziękujemy i korzystając z sieci internetowej pobliskiej kawiarni sprawdzamy bezpośrednio na stronie przewoźnika sytuację. Okazuje się, że są dostępne bilety na lot z Da Nang do Saigonu w niższej nawet cenie niż uzyskana w informacji. Po 10 minutach jesteśmy ich szczęśliwymi posiadaczami (ciągle wirtualnie). Cieszymy się, ponieważ zaoszczędzimy sporo czasu i zdrowia w pseudo sypialnych busach po Azji. Ale o tym jutro, jak przeżyjemy podróż z Hanoi do Hue…