Argentyna – sto osiemdziesiąty siódmy dzień wyprawy

Dziś dzień szczególny dla księdza Mariana. Obchodzi 35 lecie kapłaństwa.  My przygotowujemy prawdziwie polski obiad. Rosół i mielone. Do tego gotowana marchewka, ziemniaki i surówka z pora, marchwi i jabłka. Trzeba wiedzieć, że w Argentynie w zasadzie funkcjonuje jeden rodzaj sałatki – sałata z cebulą i pomidorami. Nic specjalnego. O mieszaniu pora z marchwią i jabłkami do tego śmietana, to nikt nie słyszał.

Padre Jarek i Padre Mariano
Padre Jarek i Padre Mariano

Wieczorem uczestniczymy we mszy dziękczynnej z okazji rocznicy kapłaństwa. Przy ogłoszeniach parafialnych trochę drętwiejemy i nie wiemy co powiedzieć. Ksiądz Jarek bowiem, zaczął opowiadać po hiszpańsku oczywiście, że „są wśród nas dziś Polacy, którzy objeździli całą Argentynę”. Spojrzenia wiernych ślizgają się po nas,  nie wiadomo co zrobić. Na szczęście zaraz koniec mszy. W Argentynie jest zwyczaj, ze księża po skończonej mszy stoją przy wyjściu i żegnają się z wiernymi. Każdemu uścisną dłoń, obejmą, całują się. To miłe. Maria Laura (sekretarka księży) przedstawia nam swoją znajomą, jej dziadek i babcia przyjechali z Polski. Niestety. Jedyne co potrafi powiedzieć po polsku to „aaa, kotki dwa, szaro bure oby dwa”. Co też wzrusza…