Dzień dwieście dwudziesty czwarty 05.05.2019
Rano budzimy się znowu zmęczeni. Pół nocy nie przespane. Wysokość daje się mocno we znaki. Uyuni z samego rana wygląda nieco smutno. Dojeżdżamy około 8.00. Dookoła puste ulice, jest chłodno, chociaż słońce które wschodzi daje sporo ciepła. Zatrzymujemy się na śniadanie w małej knajpce, meldujemy Ance gdzie jesteśmy i o 9.00 dołącza do nas. Usiłujemy załatwić sprawy z ogrzewaniem. Ciągle nie działa, ale jest już światełko w tunelu. Nie działa dlatego, że wysokość za duża dla urządzenia…Załatwiamy sobie sprawnie hotel, chwilę chodzimy po mieście, jest akurat niedziela, targowisko pełne sprzedawców różnych maści… Jedziemy razem pooglądać cmentarzysko starych kolejek. Nie ma co, robi wrażenie, choć zdajemy sobie sprawę, ze jest to li tylko atrakcja turystyczna, tłumnie odwiedzana przez turystów, których w Uyuni zatrzęsienie…
Spotykamy dwie grupy Polaków na zorganizowanych wycieczkach. Nie ma co, wolimy nie robić pewnych rzeczy „na gwizdek”, nawet jeśli miałoby to nas kosztować trochę nerwów w samodzielnym organizowaniu sobie wyprawy…
Wracamy do centrum Uyuni ( o ile to tak można nazwać… , a można ), jemy na bazarze rybę z kukurydzą i ziemniakami. Później już lokujemy się w hotelu i trochę odpoczywamy. W środku jest chłodno, ale mamy już zaadoptowaną małą farelkę 🙂 więc nie giniemy z zimna. Anka chora, leczy się w swoim hotelu. My wieczorem idziemy jeszcze na miasto, jemy w knajpie pizzę i hamburgera. Tak, tak, właśnie tak kończą podróżnicy w mocno, bardzo mocno turystycznym mieście.