Boliwia – Dzień 247

Dzień dwieście czterdziesty siódmy 28.05.2019

Cochabamba chyba nie będzie mi się dobrze kojarzyć. Rano pakujemy się, wyjeżdżamy z hotelu po spokojnym śniadaniu. Następuje tutaj seria „gdyby”. Gdybym nie wzięła go z domu, gdybyśmy pojechali  na targ taksówką, gdybym schowała go pod koszulkę. A tym czasem pojechaliśmy Defenderem na największy w mieście targ. Ludzi pełno, korków pełno. Ciepło. Otworzyłam okno szeroko, robiąc komórką zdjęcia. Zupełnie nie wiadomo  kiedy przeszedł Boliwijczyk i szarpnął za mój złoty łańcuszek w ułamku sekundy, zrywając go. Nawet nie wiem jak wyglądał, bo trwało to tak krótko, że ledwo to zarejestrowałam. Bardziej poczułam urywanie się łańcuszka na karku.

sdr

Dzień mieliśmy oboje już zepsuty, do końca dnia. Powtarzaliśmy sobie, że to tylko rzecz, ale na niewiele się to zdało.

dav

Wieczorem zatrzymaliśmy się pod La Paz, do którego zostały nam jakieś 130 km. Szukaliśmy długo miejsca, bo wielka płaska przestrzeń na 3600 mnpm nie miała ani pół zaułka, w którym moglibyśmy się zatrzymać, a do tego wioseczki za wioseczkami. Zero pustego miejsca. W końcu jednak się udało. Zasnęliśmy niespokojnie