Kolumbia Dzień 485

Dzień czterysta osiemdziesiąty piąty – 21. 01.2020

Po gorącej nocy budzimy się nieco zmęczeni, ale budzi nas deszcz. Tak przyjemne miejsce, rokujące na miły poranek, zepsuła aura. Po nocnych błyskach przyniosła rzęsisty deszcz. Nasze plany skorzystania ponownie z basenu, umycia się i wyprania odzieży, znowu spełzły na niczym. Wielkie krople uderzając w dach defendera, zmobilizowały nas do dalszej drogi. Wyjeżdżamy na asfalt i przez kolejnych kilka godzin w gęstym ruchu drogowym, mgle i rzęsistym deszczu wleczemy się raz po raz próbując wyprzedzać jakąś ciężarówkę. Na szczęście około południa chmury na horyzoncie z lekka się rozrzedzają deszcz słabnie i około 11.00 możemy stanąć na śniadanie, na stacji benzynowej. Przy okazji lokalizujemy miejsce przecieku w Defenderze, ponieważ wilgoć przeniknęła przez szpary i zmoczyła nam materace.

nowe035

Ponowne uszczelnianie czeka nas jak tylko wyjdzie na dłużej słońce. Po śniadaniu wlewamy zapas paliwa z Ekwadoru, który mamy w kanistrach. Oszczędzamy dzięki temu kilkanaście dolarów i nie musimy dziś tankować.

aaaaa053

Za miejscowością Popoyan, droga się poprawia i wypłaszcza, a co najważniejsze skończyły się ciągłe zakręty. Jesteśmy na około 1000 m n.p.m. Ten czas, który teraz mamy nie jest być może zbyt podróżniczy, ale traktujemy to bardziej jako tranzyt, do stolicy kraju – Bogoty. Znajdujemy jednak czas, bo popołudniu przejechać i zobaczyć typowe, jak nam się zdaje miasteczko Candelaria. Na ulicach jak zresztą już od dłuższego czasu widzimy wyraźną różnicę w fizjonomii i kolorze skóry mieszkańców, w porównaniu chociażby z Ekwadorem.

aaaaa061

Ludzie jak widzimy, w większości mają afrykańskie korzenie. Nie są to indiańskie korzenie, jak w Ekwadorze czy Peru.  Eksplorację Kolumbii trzeba pogłębiać i zgłębić ten temat. Na noc stajemy na stacji benzynowej, robimy spaghetti nasze nieśmiertelne. Czujemy się w miarę bezpiecznie i nie płacimy za nocleg.

aaaaa055

————————————