Dzień sto czwarty 05.01.2019
Co za dzień, co za dzień. Kolejny dzień spełniania marzeń. Jeszcze w Polsce nawiązałam kontakt z bootmaker’em, człowiekiem, który robi buty. Ale nie byle jakie buty. To teksańskie buty, takie kowbojskie. Anibal Ovieczka jest potomkiem Polaków, jak lubi o sobie mówić i ręcznie robi buty w Lanus, pod Buenos Aires.
Jego historia ma swój początek ma w Polsce. Jeszcze przed drugą wojną światową, młoda dziewczyna wyjeżdża z Polski (w kontekście przeróżnych perturbacji) i zostaje w Buenos Aires. Po latach, jej wnuk jest najlepszym w Argentynie bootmaker’em. Artystą, choć niektórzy mogą powiedzieć, że rzemieślnikiem. Ten człowiek ma wszystko, czego potrzeba – pasję, inwencję, pomysły, zaangażowanie, dbałość o detale i błysk w oczach. Buty które robi, noszą sławni aktorzy, artyści, piosenkarze, celebryci.
To nie są zwykłe buty. Ich specjalny teksański styl powoduje, że są unikalne, każda para jest inna ale łączy je jedno: są robione przez prawdziwego profesjonalistę, człowieka, który zwraca uwagę na każdy szczegół. Jedna para to około 100 roboczogodzin, w różnych odstępach czasowych, w zależności od części procesu. Zachwyt w moich oczach…
Spędzamy u niego trochę czasu i wychodzę z niezwykłym prezentem – parą teksańskich butów… Nie potrafię ukryć emocji..
Wracamy z Lanus, gdzie mieszka Anibal i jedziemy prosto do dzielnicy La Boca. Korzystając z tego, zę jest sobota, miasto w centrum nieco wyludnione, sklepy generalnie zamkniete, knajpy nie wszystkie otwarte, tylko dzielnice typowo turystyczne tętnią życiem.
Udaje nam się zaparkować samochód (za jedyne 70 peso za parking…) i już idziemy zwiedzać. Turystów dużo, ceny dużo wyższe niż na prowincji. Ale La Boca rządzi się innymi prawami. Tutaj królem był, jest i jeszcze pewnie będzie Maradona. Od czasu, kiedy byliśmy tu cztery lata temu, pojawiło się mnóstwo figur z papieżem Franciszkiem. Ot, narodowe dobro…
Wracamy w kierunku hotelu, odstawiamy samochód na parking. Chwila odpoczynku w hotelu i głód wygania nas na miasto. Jemy u Chińczyka. Najtaniej. Może nie najlepiej, ale za 300 peso pełen obiad (i to różnorodny) razem z deserem (sałatka owocowa). Później już włóczymy się trochę po okolicznych uliczkach.
Wieczorem odpoczywamy