Dzień sto pięćdziesiąty ósmy 28.02.2019
Dziś długi czas campingowania. Rano nie możemy się zebrać, wykorzystujemy słońce, ładujemy panelem solarnym akumulator „hotelowy”, czekamy aż na słońcu wyschnie pranie.
Jemy spokojne śniadanie, a później jeszcze wycieczka nad Laguna Verde, gdzie robię parę zdjęć…
W południe zbieramy się wreszcie i znowu szutrową drogą wracamy do Junin de los Andes, by późnym popołudniem ponownie wjechać na teren parku Lanin, tym razem od strony drogi 60, gdzie wulkan powinien już być bardzo widoczny. I tak też jest w rzeczywistości.
Z każdym kilometrem drogi majestatyczna góra zbliża się i ukazuje raz po raz z innej perspektywy. Wysoki na 3776 m n.p.m. wyraźnie góruje nad otoczeniem. Na nocleg wybieramy ustronne miejsce niedaleko drogi, tuż za końcem asfaltu pośród drzew Araukarii, nad górskim strumieniem. Pomimo, że woda w nim jest bardzo czysta i widać wyraźnie dno, to ogromna ilość wulkanicznego żużlu i czarnego „piasku” nie zachęca do wchodzenia do rzeki. Wulkan powoli zasłaniają ciemne chmury. Mamy nadzieję, że rano pokaże się nam w całej okazałości…
Ciągle martwimy się co nam zabiorą z jedzenia na granicy Chilijczycy, ale niewiele na to możemy poradzić…