Boliwia – Dzień 278

Dzień dwieście siedemdziesiąty ósmy  28.06.2019

Piątek. Dziś od samego rana mamy zaplanowane konkretne działania. Mianowicie wyjazd do oddalonego o około 80 km Villazon. Jedziemy tam przedłużyć ponownie nasze pozwolenie na pobyt w Boliwii. A Argentynie i Chile procedury graniczne były dużo prostsze. Każdorazowe przekroczenie granicy pozwalało nam przebywać w tych krajach 90 dni. Kolejna sprawą jest to że nie było tam limitów na pobyt. W Boliwii zaś turysta, czy podróżnik ma limit pobytu określony na 90 dni w roku. A na dodatek jednorazowo dostaje się pozwolenie na pobyt na 30 dni i po tym okresie należy go przedłużyć. Jedziemy zatem do najbliższego urzędu imigracyjnego do Villazon, bo w Tupiza takiego nie ma.

Zdecydowaliśmy nie ciągnąć ze sobą auta, tylko pojechać mikrobusem. Będzie sporo taniej i może szybciej. Idziemy kilka przecznic na terminal skąd odjeżdżają auta w różne strony Boliwii. Od razu naganiacze zaczepiają nam transport do Uyuni, czy Sucre. Musimy wyglądać na turystów, bo są to popularne kierunki ich podróży. W miarę szybko znajdujemy mały busik, który jest już prawie pełny i za 20 BOB (10 PLN) od osoby ruszamy. Droga jest już nam znana, bo jechaliśmy nią już dwa razy. Około 80 km pokonujemy w niecałe 1,5 godziny.

sdr

Po wyjściu z auta udajemy się na piechotę prosto w kierunku przejścia granicznego. Mamy zamiar bz przekraczania granicy przedłużyć nasze pozwolenie o kolejne 90 dni. Jednak krótka rozmowa z urzędniczką uświadamia nam, że tak się nie da! Okazuje się, że urzędy na granicy w odróżnieniu od tych wewnątrz kraju nie mają uprawnień do przedłużania pobytu obcokrajowców! I co teraz…?

Jest inne rozwiązanie. Udajemy się na drugą stronę granicy i odprawiamy się na wjazd do Argentyny. Dosłownie 2 minuty po wyjściu z budynku granicznego obracamy się na pięcie i podchodzimy kilkadziesiąt metrów do budki urzędnika i podajemy paszporty do odprawy wjazdowej do Boliwii. Proste, a jednocześnie skomplikowane, ale działa. Po kilku minutach mamy ponownie nowe 90 dni pozwolenia i przekraczamy most idąc do Villazon.

Pierwszy i najważniejszy punkt mamy za sobą. Teraz jeszcze poszukiwania banku Santa Cruz, który nie pobiera prowizji i można w nim wypłacić USD w gotówce. Uzupełniamy trochę nasz portfel na kolejne tygodnie podróży. Co niestety znowu uszczupla nam konto… 🙂 Przed powrotem idziemy jeszcze na lokalny market w poszukiwaniu pora do rosołu który chcemy  zrobić ponownie. Jednak i tu nie udaje nam się go kupić. Nie jest to zbyt popularne warzywo w tym rejonie.

dav

Na terminalu łapiemy powrotne auto w tej samej cenie. Niestety jest w dużo gorszym stanie technicznym i mamy nadzieję, że nie rozleci się po drodze bo cale się telepie…Na dodatek kierowca co jakiś czas otwiera lekko drzwi w czasie jazdy i wietrzy auto! Chyba nie działa mu opuszczanie szyby 🙂

Dojeżdżamy jednak cało do Tupiza. Po tej eskapadzie należy nam się odpoczynek. Wieczorem tylko robimy jeszcze pizza z ciastem swojej roboty. Wszystkim smakuje ogromnie, tak przynajmniej mówią :)… nie polemizujemy… 

image009