Ekwador – dzień 479

Dzień czterysta siedemdziesiąty dziewiąty – 15. 01.2020

Dzień zaczął się przyjemnie, bo od jajecznicy na boczku i kawy. Bez kawy ze spienionym mlekiem, to nie potrafimy się już ruszyć z miejsca, gdzie spaliśmy, chyba że jest jakaś wyjątkowa sytuacja. Dziś widok na wulkan Imbabura jest imponujący. Laguna San Pablo też robi wrażenie, zwłaszcza ciekawskie ptaki, podobne do kaczek, które ślizgają się po jeziorze. ruszamy w kierunku
Otavalo to bardzo turystyczne miasteczko, na którym z jednych z placów jest duży targ z lokalnymi wyrobami, głownie poncha, tkaniny, obrusy, hamaki, bluzeczki haftowane wzór Otavaleno, jakieś figurki, łapacze snów. wszędzie pełno turystycznych sklepików z pamiątkami (czytaj śmieciami turystycznymi) i dużo murali na każdej prawie ulicy. Nawet ciekawe.

image050

W Otavalo mamy umówione spotkanie z Gosią i Michalem,
dwójką rowerzystów, z którymi spotkaliśmy się już wcześniej w Cuzco w Peru i potem na szlaku… Także jest to nasze trzecie spotkanie. Chwilę chodzimy po mieście, pijemy kawę i jemy torcik.

image065
I ananansa. Wcześniej na lokalnym mercado jemy bardzo wczesny obiad i robimy zakupy głównie owocowe.

image052

Potem ruszamy w kierunku laguny Cuicocha i tam kontemplujemy cuda natury ekwadorskiej. Ładnie. Musi to być miejsce święte Inków, albo jeszcze przed inkaskie.

image084
Po południu się rozstajemy, my jedziemy na stację benzynową za Otavalo, gdzie nocujemy. Na kolację jajka gotowane. Odpalamy naszą benzynową kuchenkę, nie ma szału, bo przepuszcza uszczelka i mocno nam okopca garnek, ale poza tym jest ok.

image101
Gotować można…

——————————-