Kolumbia – Dzień 573

Dzień pięćset siedemdziesiąty trzeci – 18.04.2020

Czasami dzień mija tak szybko, że nawet człowiek nie zdąży się obejrzeć, a już wieczór. Gdybyście mieli zapytać co dziś się wydarzyło, albo jak nam minął dzień to naprawdę nic szczególnego. Rano, utartym już rytmem ćwiczenia, kawa,  śniadanie (dojedliśmy chleb, który ostatnio Krzysiek upiekł), potem jakieś czynności ogólno sprzątające, zamiecenie liści z piachu przy aucie, żeby trochę czyściej było. Potem długie rozmowy z bliskimi i znajomymi. Brak prądu przez trzy godziny. I tak dzień leci…

A skoro już wspomniałam o kawie, to kiedyś nie czułam zbytniej różnicy, ale od czasu kawy w Boliwii, potem w Peru, Ekwadorze i teraz w Kolumbii, to rzeczywiście rodzaje , smaki i typy kawy są tak różne, jak różne regiony, przez które przyejeżdżamy. Teraz pijemy tutejszą kawę, z prowincji Magdalena, produkowanej na fince (czyli na małym rodzinnym gospodarstwie rolnym), nazwanej Las Begas del Mendiguaca, która lezy u podnóża gór Sierra Nevada de Santa Marta. Smak jest delikatny, ale intensywny. Z ciepłym, spienionym mlekiem smak nie ma sobie równego..

Krzysiek zgrał mi z chomika audiobook, Jo Nesbo, także na gorącej plaży podążam z Hulle za seryjnym mordercą, tym razem wampirystą. No cóż… Może jutro trochę popracuję. Czeka mnie praca nad muzyką do filmu, bo to moja działka, przy naszych produkcjach. Krzysiek już ma gotowy kolejny odcinek dla Was….

aaaaa040

———————————