Hoi An jest mocno zakorzenione w tradycji i historii. Było głównym portem w XVI wieku, do którego przybywali zarówno Portugalczycy, jaki Holendrzy, Anglicy i Japończycy. Miasto ma szereg różnych miejsc, gdzie bezpośrednio możesz dotknąć historii. Zwiedzaliśmy dziś na rowerach Stare Miasto. Zobaczyliśmy jedyny w swoim rodzaju zadaszony most japoński, wybudowany przez Japończyków, później rozbudowany przez Chińczyków i Wietnamczyków. Most łączy dwie części miasta, pośrodku Chińczycy wybudowali niewielką świątynię. Wejścia od strony zachodniej strzegą dwa psy, a od strony wschodniej dwie małpy. Legenda mówi, że most wybudowany był w roku psa, a budowa zakończona została w roku małpy (albo odwrotnie…).
To miasto z wielowiekową tradycją rzemiosła krawieckiego. Co drugi, a nawet częściej sklep to krawiec. Uszyją Ci wszystko, o czym tylko pomyślisz. W witrynach sklepów manekiny, jeden obok drugiego, prezentują możliwości właściciela sklepiku. Ceny uszycia sukienki, zaczynają się od 45 $, ale jestem przekonana, że można jeszcze sporo wytargować.
Zwiedzamy dziś namiętnie starówkę. Jest tak piękna, że aż nieprawdopodobna. Aż dziw bierze, skąd takie miasto się tu uchowało. Kupujemy zbiorczy bilet na pięć zabytków w mieście i kolejno odwiedzamy Muzeum Historii i Kultury Hoi An, Quang Trieu Assembly hall, Quan Cong Temple (przepiękne niewielkie świątynie). Dominują w nich różne smoki, posągi, wiele chińskich akcentów, w końcu to miasto na Chińczykach długo stało 🙂
Phuoc Kien Assemblay Hall, który zwiedzamy jest zwany również Kim Son Pagoda. Zbudowany w XVII pełnił rolę miejsca spotkań dla chińskiej społeczności. Większość budynków, które mają elementy chińskiej architektury, cechuje charakterystyczny dach, spadzisty, pokryty bambusowymi rurkami, zakończonymi elementem porcelanowym.
Miasto otacza jedna z najładniejszych rzek w Wietnamie – Thu Bon River. Jest na niej bardzo wiele zarówno łodzi jak i łódek. Za opłatą można praktycznie popłynąć w każde miejsce, gdzie prowadzi rzeka, czyli około 3 tysięcy metrów.
Odwiedzamy tutejsze targowisko, kupujemy owoce i zajadamy się mango i czymś czego nazwy nie znamy, w każdym razie jest to owoc.
Spacerujemy uliczkami Hoi An, pomimo niskiego sezonu wszystkie kawiarenki i sklepiki są otwarte. Udajemy się do zaprzyjaźnionej już kawiarni Bobo Cafe, polecanej przez Lonely Planet na kolacje i wieczorną kawę.