Wietnam – trzydziesty ósmy dzień wyprawy

Wstaliśmy wcześnie rano. O 8,15 mamy autobus do Hoi An. Po śniadaniu znieśliśmy bagaże do recepcji(nasze wielkie, już prawie puste plecaki, które często budzą coś na kształt zdziwionego zachwytu w naszych współturystach, że niby tak mało rzeczy na 2 miesiące) i chwile przed godziną 8 jesteśmy gotowi do wyjazdu. Autobusu oczywiście nie ma na czas. Czekamy cierpliwie ponad godzinę. Pojazd, który miał być szybkim turystycznym połączeniem, po raz kolejny okazuje się pułapką na turystów. Ponownie w żółwim tempie jeżdzimy po mieście zaliczając kolejne hotele. Nie rozumiejący angielskiego kierowca i jego pomocnik ignorują nasze i współpasażerów pytania kiedy ruszymy. Inną sprawą jest stan autobusu. Pomijając brud i zniszczone, a niektóre nawet pocięte siedzenia, w środku czuć spaliny z rzężącego silnika. Dotychczasowe nasze doświadczenia w Azji związane z komunikacją nie są zbyt miłe. Pomijając przelot z Laosu do Wietnamu, który był na najwyższym poziomie, mamy wrażenie, że odbywa się swoista gra pomiędzy turystą, a agencjami sprzedającymi bilety. Pytając w naszym hotelu o możliwość dojechania do Hoi An lokalnym transportem, nie uzyskaliśmy na ten temat żadnej informacji. Za to panienka (a może mężatka) z recepcji roztoczyła przed nami wizje przyjaznego i szybkiego transportu spod hotelu. Co okazało się potem grubymi nićmi szytymi kolejnymi kłamstwami. Siedząc w rozklekotanym autobusie, po raz kolejny nabici w butelkę, paradoksalnie cieszymy się że tu jesteśmy (choć przed chwilą chcieliśmy już wysiąść, bo autobus ponad 2 godziny zbierał turystów po mieście). Jest to jedyna chyba okazja, żeby poznać i poczuć klimat tego kraju. Ogromne kontrasty w nim zawarte. Okiem turysty na pewno nie da się ogarnąć problemów jakie towarzyszą ludziom tu żyjącym. Jak mniemam silne jeszcze związki z komunistyczną ideologia rządzących, utrudniają
Wietnamczykom normalne życie. Wszechobecna ignorancja przywodzi mi na myśl nasz kraj sprzed przemian. Autobus jedzie tak wolno, że nie wytrzymuję i idę zapytać, czy jest jakiś problem. Drogi są wąskie i nie można jechać szybciej. A chyba jedziemy z 40 km/h. Nic to, w Polsce też tak jest miejscami. Cieszmy się, że choć jakieś odcinki autostrady są u nas. Najbardziej wkurzające i męczące jest w Wietnamie nieustanne trąbienie. Używanie klaksonu cały czas jest obezwładniające. Oznacza najczęściej – „uwaga jadę, zjedź mi z drogi”.

hoi an 019
Prawidłowo jeżdżący Wietnamczyk obtrąbia wszystko: wszechobecne skutery, pieszych, rowery, i inne pojazdy. Brak klaksonu w pojeździe uniemożliwia normalną jazdę. Gdybyś chciał turysto choć trochę się zdrzemnąć – sugeruję wypić ze dwa piwa. Jest ci bardziej wszystko jedno. Z drugiej jednak strony brak toalety w autobusie, w którym jedziemy mógłby znacznie utrudnić przetwarzanie owego lekkiego alkoholu w twoim organizmie i uniemożliwić wydalenie go na zewnątrz wtedy, gdy będziesz chciał.
Ogólnie jazda drogowa to jeden wielki dramat w tym kraju. Wolna amerykanka. Wczorajsza nasza wyprawa skuterem w różne miejsca, zwieńczona była sukcesem – nikogo nie zabiliśmy, nikt nas nie zabił, niczego nie uszkodziliśmy i nikt nas nie uszkodził. Wszyscy jeżdżą skuterami w różne strony, na nic pozornie nie patrząc. Jednak oni widzą wszystko i wszędzie 🙂 Podobno są dwie metody, by przeżyć, przy przechodzeniu na drugą stronę ulicy. Pierwsza – szybko, szybko do przodu, byle szybciej na drugą stronę. Druga metoda – wręcz przeciwnie, spokojnie, powoli, acz sukcesywnie. Skutery jeżdżą stosunkowo wolno, także zdążą cię minąć lub wyhamować. Ale dla przeciętnego Europejczyka – każde przejście przez większe skrzyżowanie może oznaczać prawdziwe wyzwanie, fantastyczny zastrzyk adrenaliny i pełne upojenia poczucie sukcesu, gdy już się przejdzie na drugą stronę.
Widoki są piękne. Wietnam jest zachwycająco położony. Jedziemy wzdłuż środkowego wybrzeża, widać morze południowo chińskie, a lądem ciągnie się górskie pasmo i wiele, bardzo wiele pól ryżowych, poprzedzielanych wąskimi miedzami. Ryż cały tonie w wodzie, taka już jego natura (czyli jego hodowanie), nad mokrością wyłaniają się zielone połacie. Naprawdę, piękny krajobraz.

hoi an 013

Kiedy wreszcie po ponad 4 godzinach dojeżdżamy kierowca podjeżdża pod całkiem przyjemny hotel i mówi, że to już tu, że to koniec. Że jesteśmy w Hoi An i że możemy tu tanio znaleźć nocleg. Natychmiast po wyjściu z autobusu otaczają nas trzy osoby mówiąc, że hotel jest niedrogi i fantastyczny, że z basenem i masażem. Doprawdy troska o klienta jest tu zachwycająca. Po prostu przyjeżdżasz do miasta i jesteś wysadzony w miejscu, skąd do centrum masz odległość dobrego spaceru, ale możesz skorzystać i od razu wziąć hotel bez szukania.
My mamy już zarezerwowany nocleg, więc musimy do niego przejść ładny spacerek… Pokój może i sympatyczny, wanna w pokoju…, znaczy, że szykuje się romantyczny wieczór…jeszcze tylko kwiaty i świece… 🙂
Hoi An jest przepiękne. Jest przepiękna pogoda. Ciepło. Słońce przebiło się przez chmury. Miasteczko jest urocze, nic nie trzeba poprawiać. Cisza i spokój. Sielanka. Nie ma ogromnego hałasu skuterów, jest niska zabudowa małych domków na starym mieście. Z głośników sączy się muzyka. Nad kanałem leniwie pływają łódki. Raj.