Argentyna – Villa Gesell – sto czterdziesty dziewiąty wyprawy

Dziś z samego rana czas na zamontowanie nowego akumulatora. Mój motocykl stał bez ruchu prawie dwa tygodnie. Wyprowadzam więc go i szykuję do operacji… Nie jest to zbyt skomplikowane, zresztą podczas poprzednich tygodni w podróży wielokrotnie byłem zmuszony go wyjmować. Naczekaliśmy się na niego w Willa Gesell po zamówieniu w sklepie.

Jest to model, który klemę plusową ma z prawej strony, mało popularny tutaj. Kilka minut pracy i odpalamy. Zapalił od razu. Jeszcze tylko profilaktycznie mierze prąd ładowania. Tak na wszelki wypadek, nauczony awarią regulatora napięcia w drugim motocyklu. Ładowanie w normie, skręcam i czas na świętowanie…

wymiana akumulatora
wymiana akumulatora

Dziś bowiem jest nasza rocznica ślubu. Pogoda co prawda lekko deszczowa, ale decydujemy się jechać na dwóch motocyklach brzegiem oceanu Atlantyckiego. Do plaży mamy nie więcej niż 100m. Jest spora frajda po kilkunastu dniach znowu razem pojeździć…

SONY DSC

Po prawej woda, a przed nami wiele kilometrów wybrzeża. Motorki czasem trochę grzęzną w piasku, ale jest fajnie!

SONY DSC

Po kilku kilometrach niestety zaczyna mocniej padać. Skręcamy do miasta i parkujemy pod daszkiem Kawiarni Havanna tuż przy samych stolikach. W tym kraju nikt nam nie ma za złe, że stajemy gdzie nam pasuje. Zamawiamy kawę, trochę słodyczy (moja żona uwielbia alfajory z Havanny) i gawędzimy o minionych dniach prawie godzinkę.

SONY DSC

Wychodzi słońce, a my wraz z nim ruszamy dalej. Szkoda tracić tak przyjemnego dnia. Kawałek za Willa Gesell leży Las Gaviotas i Mar Azul. Pięknie położone małe miejscowości wypoczynkowe. O tej porze roku prawie opustoszałe. Wszystkie drogi piaszczyste, dużo domków letniskowych i pensjonatów. Wszystko położone prawie w lesie. W drodze powrotnej wjeżdżamy do jednego z campingów.

SONY DSC

Chcemy zapytać, czy jest o tej porze roku otwarte i jaka jest cena. Zaraz za otwartą bramą widzę psa biegnącego w naszą stronę. Średniej wielkości kundelek. Szczeka i biegnie… a potem jak nie użre mnie w łydkę… a to bestia! Niby nie mocno, a na nodze dwa ślady po kłach i długa szrama, w miejscu gdzie mu się zęby zacisnęły. Słabo tu witają podróżnych… Pies już stoi spokojnie, a z budynku wychodzi jakiś gość i pyta czy wszystko OK. Potem przynosi jakiś środek dezynfekujący, trochę gazy i przemywam rankę. Nie ma co robić afery. Pies raczej zdrowy, noga nie odgryziona. Camping drogi – 95 Peso od osoby! Wracamy do domu. Odpoczywamy…Świętujemy.