Argentyna – sto dziewiętnasty dzień wyprawy

W tym hotelu gdzie teraz jesteśmy, w Cafayate, jest przyzwoite połączenie internetowe. W zwiazku z tym napisałam do Wszystkich naszych najważniejszych!

Z większością udało mi się wymienić mailami, lub pogadać na Skype albo na innym komunikatorze. Dzięki Bogu wszyscy żyją i mają się dobrze, a to najważniejsze. Pozdrawiamy wszystkich jeszcze raz, bardzo, bardzo.

U nas dziś dzień wypoczynkowy, bo wczoraj lekarz zalecił Krzyśkowi „reposar”, czyli leżeć, odpoczywać. Więc to czynimy niniejszym. Dla nas to ciąg dalszy zbierania sił przed następnym etapem podróży. Naszym celem jest teraz dotarcie do Villa Gessel. Gala i Rysiek zaprosili nas na trochę… Miło nam będzie się z nimi ponownie zobaczyć i już czekamy z niecierpliwością na to spotkanie.

W związku z tym, że internet działa, zasiedzieliśmy się dziś znowu w naszych kompach i szukamy inspiracji na dalszą drogę. Trochę spacerujemy po mieście, zjedliśmy koziołka w jednej z tutejszych restauracji, ale ten przyrządzony był w takiej zupie, więc nie umywa się jednak do tego przyrządzanego na grilu.

Koziołek
Koziołek

Cafayate, gdzie jesteśmy to jak już wspominaliśmy wioseczka pełna bodeg. Wszędzie tutaj, na niewielkim obszarze, produkują wino. Oczywiście nie omieszkałam próbować miejscowego wina. Z wielką radością donoszę, że wina tutaj są pyszne, a ja zupełnie nie wiedzieć czemu zasmakowałam w winach słodkich…

Jutro z samego rana wyruszamy dalej… Więc wina tylko troszkę…