Ekwador – Dzień 412

Dzień czterysta dwunasty   09.11.2019r

Dziś sobota. Po śniadaniu jedziemy niedaleko miejscowości Pallanda zobaczyć ruiny. Miejsce to jest datowane na około 3000 lat przed naszą erą. Santa Ana – La Florida, bo tak się nazywa to miejsce, jest urokliwie położoną dolinką nad górską rzeką z przepięknym mostem wiszącym, spinający oba strome brzegi. Przewodnik oprowadza nas po kompleksie opowiadając historię Indian, którzy się tu osiedlili. Było też to jak w większości takich miejsc  miejsce kultu i składania ofiar ich bogom.

jezu69jezu174

Jedziemy potem do Pallanda na obiad. Padre funduje nam kurczaka, ryz i sałatkę w lokalnej knajpce, naprzeciwko mercado. Zaraz potem jedziemy do wioski San Gabriel, około 30 minut jazdy samochodem po bardzo krętych i wąskich drogach. Widoki przepiękne i każdy zakręt wyłania kolejne atrakcje. Na miejscu odbywa się jakiś festyn, właśnie kończy się jakiś mecz na zadaszonym boisku. Niesamowite jest to, że lokalna społeczność uczestniczy w tych wydarzeniach tłumnie. Na pewno jest to jedna z nielicznych atrakcji w tak odizolowanych wioskach. Potem jest msza, na której jest sporo ludzi. Wszyscy są zainteresowani nami i widać, że spoglądają ciekawie w naszą stronę. Wyraźnie wyróżniamy się spośród nich i wzrostem i fizjonomią… 🙂

jezu82jezu84jezu93
Kolejną niespodzianką i atrakcją jest wizyta w innej wiosce, Tapala. Jedziemy razem z Łukaszem do jego znajomych. To para on z Kazachstanu, ona z Nowosybirska. Mieszkali około 20 lat w USA. Przed rokiem przeprowadzili się do Ekwadoru.Wynajęli domek w górskiej maleńkiej wiosce i wraz z dwiema córkami żyją tu w zgodzie z natura i sobą. Odbyliśmy bardzo ciekawa rozmowę, o polityce, sposobie na życie i podobnych sprawach. Wszystko to w języku angielskim. Padre miał okazję poćwiczyć, a my przypomnieć sobie trochę ten język. Jest szansa, że spotkamy się ponownie za kilka dni, umówiliśmy się na rewizytę w Valladolid…

jezu65

 ——————————–