Dzień dwieście siedemnasty 28.04.2019
Niedziela ciekawa. Bardzo. Jedziemy na obiad do matki Markusa. Kawałek za miastem podjeżdżamy do jej domu. Na obiad locro. Obserwujemy jak się gotuje, bo jak zwykle nie rozumiemy, że w Argentynie nie przychodzi się na tą godzinę, na którą się zostało zaproszonym.. Matka Marcusa – Lidia, powiedziała, ze mamy przyjść w południe, to my jak to punktualni Europejczycy przyszliśmy o 12.00. Reszta rodziny – brat Lidii, jej synowa, wnuk z dziewczyną, przyszli dużo później. Przynajmniej godzinę później. Doświadczamy znowu głębokiego zanurzenia w jezyk. Każdy mówi trochę inaczej, innych słów używa. Wnuk Lidii skończył architekturę na uniwersytecie w Salcie, jest wykładowcą, także można z nim swobodnie na wiele tematów porozmawiać, szuka synonimów, dopytuje się czy zrozumieliśmy. Jest ok. Locro które jemy jest pełne mięsa, różnego, wołowina i wieprzowina, do tego fasola, dynia, trochę przypraw. Wszystko razem solidnie gotowane, tak jak u nas bigos.. Siedzimy tam ponad 5 godzin. Wypompowani z sił umysłowych wracamy do hotelu i nigdzie się nie ruszamy. Odpoczywamy.