Argentyna – osiemdziesiąty siódmy dzień wyprawy

Niestety w nocy temperatura poważnie spada. Spada do tego stopnia, że ubieram nad ranem czapkę i zostaję w niej do pełnego spakowania się na motocykle, po czym ubieram kask. W śpiworze jest ciepło, zwłaszcza jak się ma termiczną bieliznę, więc nie ma problemu, ale rano najgorsze jest wyjście z namiotu. Trochę bardziej zimno niż rześko. W każdym razie wstać trzeba, dobrze się najpierw ubrać w namiocie, a tu już ciepła kawka czeka i ciepłe mleko z płatkami kukurydzianymi.

Dziś wyjeżdżamy tradycyjnie nie za wcześnie. Chwilę czasu zmitrężyliśmy na poczcie, bo trzeba było w końcu sfinalizować pewną niecierpiącą zwłoki sprawę.

SONY DSC

Wyjechaliśmy z Esquel dobrze po 11.00. Widoki zrobiły się więcej niż piękne. Najpierw nieśmiało, na płaskich terenach wokół gór zaczęły pojawiać się choinki, aż w końcu tuż przed Epuyen zielona przyroda zaatakowała z pełną siłą. Zrobiło się zielono. Pięknie, po prostu pięknie. Po wielu już chyba tygodniach samej pampy, udających trawę kępek kłujących roślin, wreszcie zielono i to bardzo. Droga wymarzona, lekkie zakręty co jakiś czas, trochę pod górę, trochę z góry, dookoła  góry, my na ponad 700 m nad poziomem morza. Jedziemy i kontemplujemy widoki.Postanowiliśmy jechać do Lago Puelo, bo dostaliśmy wiadomość od Galiny, że są tu polscy księża i warto ich odwiedzić. Tak też robimy. Po krótkim szukaniu trafiamy do parafii Naszej Panienki Fatimskiej (Nuestra Seniora de Fatima). Odnajdujemy księdza, witamy go polskim „dzień dobry” i tak o to jesteśmy w Lago Puelo w parafii. Dostaliśmy pokoik i będziemy tu dziś nocować.Po południu idziemy nad jezioro Puelo, pięknie położone, czyściutkie. Około 4 km pokonujemy spacerkiem pomiędzy wzgórzami. Po drodze podjadamy jeżyny, które rosną wzdłuż drogi. W przydomowych ogrodach rosną brzoskwinie, gruszki, jabłka i orzechy. W Lago Puelo jest jesień w pełni.

SONY DSC

Chłoniemy widoki natury i rozkoszujemy się ciepłem. Klimat jest tu taki, że noce i ranki są zimne (żeby nie powiedzieć bardzo zimne), a w ciągu dnia jest ciepło, ponad 20 stopni. Za wstęp do parku płacimy po 25 peso. Woda w jeziorze jest naprawdę czysta, widać kamienie na jego dnie. Jest też dosyć zimna. Kilkanaście kilometrów na północ od nas jest lodowiec Turbio, który zasila jezioro w wodę. Podziwiamy widok błękitu jeziora i gór na jego brzegach. Do miasta podjeżdżamy stopem. Młoda para Argentyńczyków z Buenos Aires na wakacjach, zabiera nas i nie musimy wracać na piechotę. Robimy małe zakupy. Dziś na obiad spaghetti, a na deser bierzemy pysznie wyglądające ciasto z truskawkami i kremem. Po powrocie do parafii segregujemy zdjęcia i czytamy o problemach na Ukrainie… Wojna…???