Argentyna – sto osiemdziesiąty trzeci dzień wyprawy

Rano nie padało. Postanowiliśmy to wykorzystać i wyjechać z Wandy. Już i tak za długo tu siedzieliśmy… spędziliśmy miło czas, ale najwyższa pora jechać dalej. Spakowaliśmy się, podjechaliśmy do Teresy i Darka, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w stronę Libertad. Musieliśmy się trochę cofnąć, o jakieś 6 km, ale chcieliśmy się pożegnać z Franciszkanami.

Ojciec  Seweryn błogosławi nas na drogę i możemy ruszać. W Esperanza zatankowaliśmy i spokojnie jechaliśmy dalej. Tuż za tym niewielkim miasteczkiem widzimy skutki wypadku  – bus potrącił motocyklistę. Nie jest to miłe, taki widok. Na drodze w okolicach Libertad, Wandy i Esperanzy, co jakiś czas są na asfalcie namalowane gwiazdy z imieniem. Przypominają trochę Aleję Sław w Holywood. Trochę. To imiona osób, które zginęły w tych miejscach. W Polsce stoją przy drodze krzyże, tutaj gwiazdy  z imieniem namalowane na asfalcie. Nie ujechaliśmy daleko. Jakieś 5 km za El Dorado zamknięta droga. „Que paso?” Okazało się że na skutek ulewnych deszczy w południowej Brazylii i otworzeniu zapór na tamach, po Argentyńskiej stronie jest mnóstwo wody w rzekach. Droga, którą chcieliśmy jechać  – Ruta 12 – jest zamknięta bo rzeka płynie przez środek jezdni. A właściwie płynie ponad mostem. Podobno wody jest mniej więcej metr, ale raczej nie przejedziemy, bo sakwy byłyby całkiem mokre i my także. Zresztą policja i tak nam na to by nie pozwoliła, stoją i pilnują.

Nie ma wyjścia. Jeśli chcemy dziś gdziekolwiek dojechać,  musimy dojechać do równoległej ruta 14. Wracamy do El Dorado, jedziemy przez San Pedro do San Vicente. Los zdecydował dziś za nas. Mieliśmy jechać do San Ignacio, a później do Posadas. Niestety musimy to odłożyć. Nadkładamy ponad 100 km. Po drodze do San Vicente widzimy kolejny wypadek samochodowy, tym razem autobus nie wyhamował jadąc za  ciężarówką i cała przednia szyba w mak rozbita. Coś dziś dzień wypadkowy. Tego dnia zobaczymy jeszcze jeden wypadek, tuż za San Pedro.

SONY DSC

Na szczęście jedziemy ostrożnie i w pełnej koncentracji. Jest raczej chłodno, ale pod koniec naszej trasy wychodzi słońce.  Cały dzień było pochmurnie. Po drodze widzimy też mnóstwo turystów z Chile, którzy długimi kawalkadami jadą do Brazylii na Mundial. Samochody są oflagowane (narodowe symbole Chile), a także mają różne naklejki związane z Mistrzostwami Świata. Coś czuję, że ten Mundial mnie ominie w tym roku…

z Ojcem Zenonem
z Ojcem Zenonem

Dojeżdżamy do San Vicente z zapowiedzianą kilka dni temu wizytą. Ojciec Zenon przyjmuje nas z otwartymi ramionami. Jedziemy razem do sklepów, kupujemy duuuużo mięsa i będziemy czynić asado.  Wieczór upływa nam na miłych rozmowach. Dowiadujemy się z lokalnych gazet, że zalane jest część Puerto Iguazu, a w Libertad ogłoszono alert pomarańczowy. Nie jest dobrze…