Dzień pięćset osiemnasty – 23. 02.2020
Chyba już kiedyś pisaliśmy, że w naszej podróży bardzo ważni są ludzie i spotkania z nimi. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy podróży to właśnie spotkani na naszej drodze interesujący ludzie inspirowali nas i opowiadali bardzo pouczające historie o swoich krajach. Dzisiejszy dzień też przyniósł nam bardzo interesujące spotkanie. Przyjaciel naszego znajomego Edgara, który mieszka koło Bogoty zaprosił nas na obiad… Jedziemy więc do Carlo 🙂
Pojechaliśmy tam niedługo po śniadaniu. Dziś od rana siąpił deszczyk, który pod koniec dnia przybrał na sile i wszędzie było dosyć mokro, a na niektórych ulicach stały jeszcze ogromne kałuże. Bogota w deszczu wygląda dosyć przygnębiająco..
Carlo jest posiadaczem podobnego do naszego Defendera. Już sporo jeździł po Ameryce Południowej. Powitał nas ze swoją żoną i dwójką dzieci w fajnym domu na zamkniętym osiedlu. Zaczęliśmy sami, ale po kilkunastu minutach dojechał do nas Edgar z żoną i również dwójką dzieci. Zatem w sporym towarzystwie spędziliśmy kilka godzin. Ugoszczono nas na początku przepyszną zupą typową dla Kolumbii, zwaną ajiaco.
Coś jakby ziemniaczanka, ale z dodatkiem kawałków kolby kukurydzy i innymi smacznymi składnikami. Na wierzchu „pływa” pora ilość rozdrobnionego kurczaka. Uwaga ciekawostka, Kolumbijczycy nie mówią „mięso z kurczaka”. Mówią po prostu kurczak, tak jakby nie traktowali kurczaka jako mięso. Potem Carlo wyciągnął skomplikowana aparaturę do zaparzania kawy. Mieliśmy okazję spróbować jaka jest różnica w smaku pomiędzy tradycyjnym parzeniem a ciśnieniowym. Ale w specjalnej „maszynce”, której nigdy dotąd nie spotkałem…

Pijemy kawę z syfonu, złotej myśli japońskiej.
Na deser wymieniliśmy się uwagami o naszych pojazdach zajadając pyszne ciasto z kremem. Cóż za przemiłe i cenne spotkanie. To jest właśnie to co w podróżach jest istotne. Nie wspomnę już o tym jak bardzo ćwiczy to język i podnosi jego poziom… 🙂
Wracamy w deszczu do hotelu. Jutro spotkanie z Rafałem Kośnikiem, zapalonym łowcą ryb w Amazonii, ale o tym już jutro.. Jutro też w planie wymiana opon i ruszenie w kierunku przygody. Ahoj.
A, i jeszcze próbujemy taki owoc tutejszy, kolumbijski, zwany chontaduro. Je się go z solą… No nie wiem… W smaku podobny do niczego…
——————————