Laos – dzień dwudziesty dziewiąty wyprawy

Już wiem, dlaczego guesthouse-y nie wiedzą czy jutro będzie wolny pokój, czy nie. Recepcjoniści/właściciele mówią, że jutro, w porze wymeldowania będzie wiadomo. A Ty chodzisz od guesthouse-u do guesthouse-u i poszukujesz na jutro. Udaje się to tylko wówczas, gdy naprawdę jest dużo wolnych pokoi. Jeśli są goście – nigdy nie wiadomo, kto będzie chciał zostać, tym samym – nie trzeba sprzątać pokoju, nie trzeba wymieniać ręczników, nie trzeba wymieniać pościeli – czysty zysk. Takie przemyślenia przychodzą do głowy, kiedy siedzę sobie spokojnie przy stoliku w Saysouly guesthousie, w którym nocowaliśmy. Przechodzili młodzi ludzie szukając pokoju – jeszcze nie czas… Pokoju należy szukać około 10-11. Wtedy wszyscy się określają, czy zostają, czy nie. Ale co zrobić, jeśli nocny autobus z Luang Prabang przyjeżdża o 7.00 rano, dworzec jest poza miastem, musisz tu dotrzeć, wiec wymięty i wykończony sleeping bus-em dojeżdżasz do stolicy – a tu zonk.

vientian dzień pierwszy 160

 

Generalnie jest lepiej niż dobrze. Nasze dwumiesięczne podróżnicze życie jest lepsze, niż przypuszczaliśmy. Od młodzieży, która z najczęściej podróżuje padają czasem pytania, jak my razem wytrzymujemy 24 godziny na dobę. Odpowiadamy zawsze tak samo, niezależnie czy pyta Hiszpanka, Holenderka czy Francuzka (bo jakoś bardziej kobiety to interesuje): sztuka kompromisów. sztuka ustępowania, nie tracąc z oczu własnych potrzeb. Sztuka odpuszczania.

vientian dzień pierwszy 134

Dziś jedziemy oglądać Xieng Khouan Buddha Park.Położony nad brzegiem Mekongu, przy mieście Nongkhai. TO park zbudowany w 1958 roku , gdzie jest duża ilość rzeźb zarówno Buddy, jak i innych statuetek. Park jest oddalony około 28 kilometrów od miasta, postanowiliśmy więc wypożyczyć skuter. Przy okazji zobaczymy Most Przyjaźni, który łączy Laos z Tajlandią i jest pierwszą stałą przeprawą mostową w dolnym biegu Mekongu. Most wybudowany został przez przedsiębiorstwo australijskie. W samej stolicy chcemy jeszcze zobaczyć zbudowaną w 1818 roku świątynię Vat Sisaket. To najstarsza świątynia w Vientianie, postawiona przez króla Anouvong. Jest to specyficzna świątynia, otaczający ją mur, a w nim krużganki mają ustawione w dwóch rzędach posągi buddy, na długości i szerokości całej świątyni. Dodatkowo w krużgankach na murach wykute są nisze, a w nich ustawione po dwie na niszę, setki małych rzeźb Buddy. Wygląda to imponująco.

vientian dzień pierwszy (16)

Poruszanie się skuterem po ulicach Vientianu nie sprawia zbyt dużo stresu. Miasto rozległe i trochę prowincjonalne. Nawet w godzinach szczytu nie korkuje się za bardzo. Przepisy ruchu drogowego nie są zbyt rygorystycznie przestrzegane, ale kierowcy są za to raczej uprzejmi i jakoś w miarę płynnie poruszamy się po mieście w kierunku naszego pierwszego celu.

vientian dzień drugi 106

Po kilkunastu kilometrach natrafiamy na podniszczony i zaniedbany skansen. Zatrzymujemy się i wchodzimy do środka. Wstęp 5000 kip. W środku na kilkunastu hektarach stoją domy, zbudowane na wzór tych, w jakich w tym rejonie mieszkali w przeszłości Laotańczycy. Większość budynków jest niestety zamknięta, domyślamy się, że to z powodu ich złego stanu. Pomimo to można sobie wyobrazić jak tu kiedyś było pięknie. Zacienione wysokimi palmami alejki prowadzą nas do kolejnych punktów parku. Dotychczas jechaliśmy trochę na wyczucie w kierunku Parku Buddy. Nie widzieliśmy żadnego drogowskazu. Sprzedawczyni biletów w skansenie na migi wytłumaczyła nam ze obraliśmy dobry kierunek i jeszcze około 7 km przed nami. Parę minut później mijamy most graniczny z Tajlandią na Mekongu. Nie robi na nas takiego wrażenia jak się spodziewaliśmy. Właściwie bierzemy go z „marszu”. Droga zaczyna się kończyć… a właściwie to asfalt na niej. Miejscami na długości kilkudziesięciu, kilkuset metrów jest bardzo dziurawy żwir.

vientian dzień drugi 062

Zrobiło się dosyć gorąco i jedziemy na przemian, to w kurzu, to w błocie, bo drogę polewają wodą duże ciężarówki. Trochę niepewny, czy jedziemy w dobrym kierunku zatrzymuje się. Próbując dopytać się o drogę szukamy kogoś kto choć trochę rozumie po angielsku. Nie jest z tym łatwo, ale udaje się. Docieramy na miejsce dokładnie po 29 km, od centrum Vientianu. Xieng Khouan Buddha Park wart był przebytej drogi. Największym obiektem jest tu posąg leżącego buddy z podparta ręką głową. Ma kilkadziesiąt metrów długości i kilkanaście wysokości. W jego sąsiedztwie ustawione są przeróżne rzeźby przedstawiające postaci i sceny z religii buddyjskiej. Dosyć ciekawym miejscem jest sporych rozmiarów budowla, kilkanaście metrów wysokim, przypominającym kształtem kulę. Na jej szczycie umieszczone jest coś na kształt drzewa. Całość misternie ozdobiona płaskorzeźbami. Na szczyt można wejść przez ogromną głowę z otwartą paszczą. W środku na trzech poziomach zrobione są jakby kolejne kapliczki w posągami buddy i innych bóstw hinduskich. Są usytuowane centralnie wokół osi budowli, otoczone podwójny murem – pomiędzy dwoma murami jest korytarz i schodki prowadzące na kolejne poziomy. Widok z góry na park jest imponujący. Informacje jakie znaleźliśmy na temat tego parku mówią, że pierwsze rzeźby były ufundowane przez darczyńców i postawione w hołdzie dla Buddy. Następni wierni ponawiali ten zwyczaj i przez ostatnie 60 lat powstało miejsce, w którym nagromadzonych zostało wiele rzeźb i posągów.

vientian dzień drugi 144

Nieśpiesznie wracamy do miasta. Mijamy po drodze i biedne chaty i chatki laotańskich ludzi, jak i „wypasione” domy, otynkowane, z oknami, drzwiami drewnianymi, tarasami, balkonami, ogrodami. Część wygląda na zadbane i nowe.

vientian dzień drugi 174
Stolica jest senna, jest ruch na drogach, ale mamy wrażenie, że większość interesujących punktów tego miasta już widzieliśmy. Zostają nam jeszcze ze trzy muzea – historyczne i wojskowe, ale podejmujemy decyzję, że skrócimy nasz pobyt o jeden dzień w Laosie.

vientian dzień drugi 176

Po krótkich poszukiwaniach znajdujemy biuro laotańskich linii lotniczych (Lao Airlines). Mamy dużo szczęścia, ponieważ godzinę przed zamknięciem (tutaj w zasadzie wszystko funkcjonuje do 16.00, a w nagrodę jest jeszcze przerwa na lunch, zwykle między 12 a 13) biura, udaje nam się zamienić nasz termin wylotu z 26 na 25 stycznia.

vientian dzień drugi 178

Póki co jesteśmy zadowoleni. Wszystko idzie zgodnie z planem. Teraz obiad, szybki tour skuterem po mieście. Przepiękne są bulwary nad Mekongiem, całe skąpane w słońcu, zarówno rano jak i wieczorem. Jeszcze zaliczamy świątynie Sisaket (nawet za parking nas kasują…), która jest warta pieniędzy, jakie płacimy za wejście. Na zewnętrznym obszarze świątyni oglądamy bibliotekę. To niewielki budynek, zbudowany na kształt świątyni, a w nim drewniana konstrukcja, bogato zdobiona malowidłami, przygotowania do przechowywania pism o tematyce religijnej.

vientian dzień drugi 210

Wieczór w tej azjatyckiej stolicy jest leniwy i spokojny. Nie ma hałaśliwego tłumu, w ogóle nie ma dużych gromad ludzi. Jest prowincjonalny spokój, sennie i leniwie otaczający turystów. Jedynie nad Mekongiem nieznacznie atmosfera jest ożywiona.

vientian dzień drugi 218

W pobliżu hostelu, w którym dziś nocujemy mąż funduje mi masaż. Prawdziwy laotański masaż (ciekawe ile w tym komercji), na całe ciało, trwający jedną godzinę. Korzystam. Najpierw mycie nóg. Opłukują mi nogi w misce, namydlają, osuszają ręcznikiem. Potem prowadzą mnie na piętro, gdzie na drewnianej podłodze leży około 12 materacy, każde stanowisko jest oddzielone od drugiego kotarami, przewieszonymi na drewnianych konstrukcjach. Masażysta przynosi szaty, coś na kształt chińskiej piżamki. Przebieram się. A później już tylko przyjemnie, bo każdy mięsień na stopach i nogach i rękach i plecach jest uciskany. Część masażu wykonywana jest przy pomocy stóp. Generalnie – przyjemnie i relaksująco. Jutro wylatujemy z Laosu.
vientian dzień pierwszy 119