Peru – Dzień 401

Dzień czterysta pierwszy 29.10.2019

Po porannej jajecznicy i sporej ilości soku pomarańczowego człowiek czuje się na pewno lepiej. Soków mamy ostatnio pod dostatkiem, ponieważ wczoraj udało nam się kupić cały worek 100 sztuk pomarańczy za 10 PLN. Co prawda teraz mamy sporo roboty na postojach, bo ręczną wyciskarką zrobić sok nie jest tak łatwo i wymaga to sporo siły. Jednak  czasem warto się natrudzić dla zdrowia… O wyjazd pod stromą górę po nocnym deszczu mieliśmy trochę obawy, jednak poszło gładko i tuż przed 10 byliśmy ponownie na drodze.

nowe016 nowe020 nowe018 nowe019

Ostatnie dni sporego pośpiechu mamy już za sobą. Niedaleko miasta Jean przekraczamy granicę regionu Amazonas i wjeżdżamy do Cajamarca. Niedługo potem trafiamy ponownie na obiad niezbyt fortunnie. Przyzwyczailiśmy się już do słabego wyboru dań w poszczególnych miejscach. Dziś na dodatek słabo przyrządzony i twardy kurczak z ryżem wybitnie nam nie posmakował. Zapytacie czemu sami nie gotujemy, co jest prawda ostatnimi tygodniami. Po pierwsze jedzenie w knajpkach jest dosyć tanie. Nie mamy za bardzo czasu. A po trzecie kuchenka której używamy jest na kartusze z gazem i ich cena w Ameryce Południowej jest spora. Ostatnio uzupełnialiśmy zapasy gazu w Limie po około 16 PLN za mały kartusz, który wystarcza nam na 2 – 3 dni gdybyśmy coś gotowali.

nowe040 nowe039

Mijamy miejscowość San Ignacio i kierujemy się na graniczna wioskę Namballe. Objeżdżamy ją powoli w poszukiwaniu miejsca na nocleg i wybieramy ślepą drogę pomiędzy boiskiem sportowym, a rzeką. Mieszkańcy zaczynają mecz piłki nożnej, a my ustawiamy się z boku i w akompaniamencie błysków zbliżającej się burzy, nie niepokojeni przez nikogo kładziemy się spać…

—————————–