Tajlandia – pięćdziesiąty szósty dzień wyprawy

Rano po śniadaniu w naszym najdroższym z dotychczasowych hoteli, czujemy się zawiedzeni. Wczorajsze pierwsze wrażenie słabej jakości hotelu potwierdziło się, śniadanie było kolejną porażką. Byle jak podane, limitowana nawet kawa i tosty. W trzy gwiazdkowym hotelu jest to poniżej jakichkolwiek standardów. Tak więc „państwu dziękujemy”, wsiadamy na skuter i przewozimy bagaże do wczoraj zarezerwowanego bungalowu. Miejsce nazywa się Siam Hut.
Pogoda od rana zapowiada się wspaniale, więc nie psując sobie nastroju leżymy na plaży, a właściwie w typowym dla tutejszego krajobrazu nadmorskim barze pod strzechą z bambusa. Na wodzie nie ma prawie fal, szmaragdowa woda zachęca do kąpieli. W niewielkim oddaleniu widać kilka malutkich wysepek. Błękitne niebo zlewa się na horyzoncie z zatoką Tajlandzką. Sączymy powoli kawę mrożoną.

Ko Chang 3 012
W południe bierzemy naszego wypożyczonego skuterka i postanawiamy ruszyć w południową stronę, jedyną drogą obiegającą wyspę. Miejscami droga jest jedną wielką serpentyną, teren jest mocno górzysty. Droga wznosi się stromo, by następnie gwałtownie opaść. Procentowe nachylenie drogi miejscami przekracza 20%. Przynamjniej na nasze wyczucie. Połączenie nachylenia z wielością zakrętów stwarza nie lada wyzwanie dla kierowców, zarówno skuterów jak i taksówek.
My dzielnie dajemy sobie radę, choć jako pasażer często piszczę (przynajmniej w duchu),ściskając kierowcę mego kolanami :), bo wydaje mi się, że lecimy ostro do przodu, a ja zsuwam się z siedzenia. Na szczęście to tylko złudzenie. Ale nie wyobrażam sobie, jak tu jeżdżą turyści w porze deszczowej, kiedy drogi są mokre i pokryte naniesionym błotem z otaczających je gór.
Wyspa jest piękna. Bardzo dużo na niej naszych wschodnich sąsiadów. Napisy w wielu miejscach po rosyjsku. Pozatym nic nie zakłóca sielanki tropikalnej wyspy. Podjeżdżamy do Bang Bao Bay. To piękna zatoka mocno wcięta w południowy kraniec wyspy. Na niej jest bardzo długie molo zakończone latarnią morską u wylotu zatoki. Uczepione mola restauracyjki, w bardzo płytkich wodach, postawione na drewnianych palach, gdzie serwowane są owoce morza. Kelnerzy zachęcają na każdym kroku, by usiąść i popatrzeć na piękne widoki, a przy okazji zjeść. Skusili nas. Zamawiamy kraba i barakudę.

Ko Chang 2 001

Stwór morski z wieloma kończynami smakuje wybornie. Wspaniale przyrządzony z zielonym pieprzem, czosnkiem i warzywami. Barakuda jest ogromna, ponad 40 cm, nie mieści się na talerzu. Grilowana w pieprzu, podana z ryżem jest wyśmienita. Bardzo najedzeni oglądamy palmy na pobliskim brzegu i przepływające łodzie.

Ko Chang 2 044

Koło 16 godziny słońce przygrzewa jeszcze bardzo mocno. Wracamy do naszego domku, który jest 20 m od brzegu zatoki i leniwie na przemian kąpiemy się i schniemy na słońcu. Na brzegu słychać wzmagające sie dżwięki muzyki. Rozpoczynają się wieczorne imprezy w licznych knajpkach. Oglądamy zachód słońca z tarasu plażowego baru.

Ko Chang 027