576. Wylot do San Diego

576 dzień wyprawy

Oczywiście nie można wylecieć z Gdańska do San Diego. To tylko taki skrót myślowy. W ogóle trudno wylecieć z Polski tam, gdzie się dokładnie chce. Zmierzam do tego, że jest wiele przesiadek, zanim osiągnie się ostateczny cel podróży. A my przecież wracamy do Rosarito.

Zatem nasza podróż wyglądała następująco, w sumie trochę lepiej niż w stronę Polski. Najpierw wylecieliśmy z Gdańska do Kopenhagi stamtąd do Los Angeles. Dugi ten lot strasznie, jak zwykle. Jedzenie w SAS paskudne, a coś przecież trzeba jeść. W Los ANgeles jak zwykle kilometrowa kolejka do urzędniczych stanowisk. Niby lekka niepewność co powie urzędnik, czy nas wpuści. Niby dlaczego nie, przecież amy wizę na 10 lat, ale zawsze jest jakaś niepewność. Dziś mieliśmy w zasadzie najlżejszą odprawę celną. Urzędnik po prostu zadał jedno pytanie, dlaczego tak często wjeżdżamy do USA. Na co ja, ze jesteśmy podróżnikami, że mamy auto w Meksyku i teraz kierunek Panama. Dwa razy tylko mruknął „foto”, co oznacza że musimy twarzą stanąć do kamery, którą robi zdjecie oblicza, po czym machnął ręką żebyśmy sobie juz poszli.

A potem to biegiem. Odebraliśmy bagaż, by szybko o nadać znowu na lot do San Diego, potem znowu biegiem z terminalu B (międzynarodowego) na terminal 3, skąd krajowy lot liniami Delta miał nas zawieżć do San Diego. Oczywiście znowu kolejka do kontroli bezpieczeństwa, ponownie ponad pół godziny stoimy w kolejce. Dramat. Po prostu dramat. Po ponad dwóch godzinach od przylotu czekaliśmy już na nasz ostatni lot do San Diego.

Na szczęście Iwona czekała na nas , także szybko byliśmy w Rosarito. Podróż trwała chyba z 25 godzin, a finalnie byliśmy na miejscu, znowu z różnicą czasu 9 godzin…

25.09.2024

—————————————–