Argentyna – Villa Gesell – sto trzydziesty trzeci, czwarty i piąty dzień wyprawy

Pierwszy dzień świąt tu nie istnieje. W ogóle można powiedzieć, że niedziela wielkanocna też nie istnieje dla Argentyńczyków, ale trudno tak mówić, bo nie do końca znamy te zwyczaje. Przychodzi do głowy taka refleksja, że w Poniedziałek Wielkanocny zwłaszcza po południu niewiele ten dzień różni się szczególnie w mieście, czy w zimne dni, od poniedziałku Wielkanocnego.

Argentyńczycy jak wołają kogoś, kto stoi daleko czy podchodzą pod dom w którym widać, ze ktoś jest, to klaszczą. Klaskaniem przywołują. Nie pukaniem, jak u nas, tylko klaskaniem.. Ciekawe, skąd to się wzięło…

W sklepach jest tu prawie wszystko. Dostaniesz kiszoną kapustę chucrut, dostaniesz ogórki konserwowe (kiszone niestety musisz robić sam), ale twarogu takiego jak u nas – nie ma szans. Biały twaróg jest tu po prostu niedostępny, a tym samym bezcenny. Gala podarowała nam „robaczki”, czyli kultury bakterii. Są to białe kuleczki które trzymam w gazie, w szklance z zimną wodą, w lodówce.  Śmietana za to ma tylko 42%. Nie ma w sklepach śmietany z mniejsza zawartością tłuszczu…