Ekwador – Dzień 447

Dzień czterysta czterdziesty siódmy  – 14.12.2019

A dziś dla odmiany nocka była dużo cieplejsza. Chociaż wieczorem moja żona znowu marzła, ale to chyba już jest regułą… Mi wystarczyła lekka kołderka, a dla niej mało jest dwa śpiwory 😉 Chyba trzeba wracać w niższe i cieplejsze rejony. Ale na razie mamy kilka miejsc do zobaczenia w górach, więc jest jak jest…

image001

Budzimy się na całkiem przyjemnym campingu,  na którym zatrzymaliśmy się wczoraj. Gdyby nie to, że jest ciasno, drzewa, budynki, ściany rośliny, ogród, to byłoby jeszcze lepiej. Nadrabiamy różne zaległości w pracach internetowych, uzupełniamy stronę i nowe artykuły tworzymy. Leniwie. Gorąco, nie chce nam się iść zwiedzać miasta. Jak już się w końcu zbieramy o około 12.00 ruszamy na miasto, aby zjeść obiad, jak zwykle ryż z jakimiś kurczakami i zupa przypominająca rosół. potem okazuje się, ze jednak nie ma pełnej baterii w aparacie i musimy wrócić na camping, by naładować ją. przy okazji zahaczamy o fryzjera (nie, nie ja!!! a szkoda!) i Krzysiek dostaje nową fryzurę całkiem dobrą, za jedyne 2,5 dolara.

image002 po południu lekki spacer i zwiedzanie miasta. Jutro w planie wulkan…

————————–