Dzień czterysta dziewięćdziesiąty trzeci – 29. 01.2020
Pobudka o bardzo wczesnej porze nie należy do najprzyjemniejszych doznań. Jednak czasem nie ma innego wyjścia. Niestety śniadanie które mamy w cenie noclegu ucieka nam, bo jest zdecydowanie za wcześnie aby ktoś je przyrządził. Zatem ruszamy z hotelu i już rano pierwsza akcja. Przyjeżdża taksówka, którą wczoraj zamówiliśmy, a razem z nami wsiadają też dwie obce osoby, kobieta i mężczyzna. Nie rozumiemy tego. To znaczy rozumiemy, ale nie bardzo, bo niby, że koszty się rozłożą? Okazuje się ze nie, i każdy ma zapłacić 15 tysięcy peso kolumbijskich. Oni osobno za siebie, my za siebie. Nie zgadzamy się i oczywiście na koniec podróży się wykłócam z mało rozmownym taksówkarzem i płacimy tyko 10 tys. peso.
Na lotnisku jesteśmy trochę po piątej rano. Kolejki bardzo duże do odprawy, ale jakoś to powoli idzie. Potem czekamy, długoooo… Ale ciągle nie wsiadamy na pokład. Okazuje się , że jest opóźnienie, po 9.00 w końcu nas ładują do samolotu po czym znowu prawie godzinę siedzimy w samolocie, przy rękawie, na terminalu i nawet nie ruszamy. Kapitan mówi nam tylko przez mikrofon, że nie ma pozwolenia na start i musimy czekać.
W końcu 10.20 wylatujemy z Bogoty. Trochę mamy turbulencji na początku lotu, ale jakoś dolatujemy szczęśliwie do Mexico City, czyli Ciudad de Mexico.
Oczywiście odprawa i załatwienie wszystkich formalności trwa długo. Kolejki do oprawy to prawie godzina. Na szczęście przylecieliśmy tylko z bagażem podręcznym, więc już nie zajmujemy się bagażem nadawanym. Ale jeszcze przy wyjściu kontrolują nas, podobno tylko pasażerów z Centralnej i Południowej Ameryki… Nawet pies obwąchuje nasz bagaż, czy przypadkiem nie ma narkotyków…
W końcu wychodzimy z lotniska do miasta. Udajemy się na przystanek metra, kupujemy bilet i jedziemy kawałek, po czym przesiadamy się na inną linię. Dojeżdżamy blisko hotelu, ale i tak jeszcze musimy spory kawałek przejść do celu. Mamy mieszane uczucia, bo dzielnica wygląda dziwnie. Dużo tanich domów, dużo Meksykańczyków patrzących spod oka. Krzysiek mówi, żeby uważać, bo w tym mieście jest bardzo duża przestępczość…
Nasz hotel okazuje się być finalnie blisko historycznego centrum miasta, co jest niewątpliwie plusem, udajemy się więc coś zjeść i coś zobaczyć…
Wieczorem, gdy wrócimy do hotelu, okazuje się, że jednak razem z nami w pokoju mieszkają jakieś dziwne robaki, trochę podobne do prusaków, ale nie… inne. No zobaczymy, jak ta noc nam upłynie. Tak to jest jak się rezerwuje nocleg przez internet, czasem nie trafia sie zbyt dobrze. Naprzeciwko hotelu kupujemy jeszcze w budzie tacos. I to są nasze pierwsze tacos w Meksyku… Sos ostry…., och to meksykańskie jedzenie… Chcemy więcej…
————————–