Dzień pięćset dziesiąty – 15. 02.2020
Znowu wielkie zwiedzanie starego miasta. Rano Nelson, czyli kierowca który tutaj mieszka, na parterze, zawiózł nas na starówkę. Jest dyżurnym kierowcą dla osób wynajmujących pokoje w tym domu gdzie mieszkamy. Znowu zwiedzamy, tym razem idziemy w stronę Coliseo i potem dzielnica chińska, potem najsłynniejsza ulica Obispo i tak po kolei, ulica po ulicy oglądamy Havanę.
Odpuszczamy dziś lunch na mieście, ale wczesnym wieczorem idziemy coś zjeść. Wiadomość jaką zdobywamy dziś to że słynny rum Bacardi nie jest kubański. Tylko produkuje się go w Miami. A Kuba to tylko chwyt marketingowy… Kolację jemy w najbliższym naszemu domu barze. Nawet całkiem znośne i niedrogie bo po 4 CUC-e porcje obiadowe. Dobre mięso, ryż i coś na kształt warzyw, trochę sałaty, ogórek i marchewka starta na drobno.
Później jemy jeszcze lody, a potem podejmuję wyzwanie. Tuż obok ulicy, na której ostatnie trzy dni jemy kolację jest wysoki hotel.
Michał z Krzyśkiem mówią, że na górze jest restauracja, ale pewnie tylko dla prominentów, jak to w komunistycznym kraju. Wyzwanie to wyzwanie. Idziemy do tej restauracji, okazuje się, że lądujemy w barze na 33 pietrze z pięknym widokiem na Hawanę. Pijemy Cuba libre i Pina Coladę. Jest super. Walentynki część druga… 😉
—————————-