Przez Atlantyk – dwudziesty dzień wyprawy

Od wypłynięcia z Dakaru mamy cały czas ładną pogodę. Co prawda dziś w nocy był spory deszcz, bo cały pokład jest mokry, a nawet spore kałuże się zebrały w zagłębieniach. Jednakże od rana było ładnie, morze leciutko tylko pofałdowane delikatnym wiaterkiem. Codziennie po śniadaniu staramy się wypatrzeć delfiny. Co jakiś czas udaje nam się dostrzec jakieś. Niektóre wyskakują nad wodę i płyną równo ze statkiem. Widać też dużo latających ryb. Pojawiają się nad wodą po kilka, kilkanaście sztuk i nisko nad morzem szybują czasem skręcając. Potrafią kilkadziesiąt sekund unosić się w powietrzu. Jednak jak dotąd jedynego rekina jakiego widzieliśmy mi udało się wypatrzyć. Po prawej stronie statku, w odległości około 10m widać było jego płetwę grzbietową nad powierzchnią. W oświetlonej słońcem wodzie prawie bez ruchu unosił się rekin z takim płaskim nosem. Nie mam pojęcia jak się nazywał. Wyraźny kształt płetwy ogonowej nie dawał wątpliwości, co do tego co widzimy. To był rekin.

SONY DSC

Dziś przed lunchem odwiedziliśmy maszynownie. Chief mate wraz z innym oficerem zabrali nas całą grupą na zwiedzanie pomieszczeń sterujących statku. Zjechaliśmy na 3 poziom windą, skąd przeszliśmy pieszo przez pokłady towarowe do centrali obsługi mechanicznej statku.

Jak wskazują zegary, statek w zasadzie nigdy nie przekracza 17 węzłów (knots)
Jak wskazują zegary, statek w zasadzie nigdy nie przekracza 17 węzłów (knots)

W klimatyzowanym pomieszczeniu wielkości około 5m na 12m w centralnym miejscu stał pulpit sterujący. Na nim dwa wbudowane komputery i mnóstwo kontrolek i wskaźników. Zegary wskazywały różne parametry urządzeń pracujących na statku.

Między innymi aktualną prędkość, która wynosiła 17 węzłów. Jest to około 29 km/h. Jak nam powiedział główny mechanik, przy tej prędkości statek zużywa około 40T paliwa na dobę.

silnik widok z góry
silnik widok z góry

Następnie ubrani w ochraniacze na uszy przeszliśmy do głównego pomieszczenia z silnikiem. Ośmiocylindrowy kolos o mocy około 25000 koni mechanicznych, wytwarza ogromny hałas i generuje wiele ciepła. Po przekroczeniu drzwi, buchnęło na nas gorące powietrze. Po metalowym pomoście przeszliśmy dookoła pomieszczenia gdzie znajdował się główny motor statku. Z wysokości około 10m widać było ogromne śruby nad cylindrami i kolektor wydechowy.

SONY DSC

Cały korbowód znajdował się jeszcze kilka metrów niżej, ledwo widoczny w labiryncie schodów i podestów pod nami. Na moment zdjąłem ochraniacze na uszy. Teraz dopiero wyraźnie było słychać jak potężny jest hałas. Przekraczał jakiekolwiek wyobrażenie. Nad nami również znajdowały się podesty i schody prowadzące do górnej części maszynowni i do komina wiele metrów nad nami.

SONY DSC

Oprócz tej atrakcji w dniu dzisiejszym mieliśmy jeszcze jedną w planie. Prawie nie zauważalnie minęliśmy po kolacji, około 21,30 równik. Według wskazań GPS łatwo obliczyliśmy ile czasu pozostało do tego momentu.

Na pokładzie pośród tysięcy gwiazd nad nami, w upalnym powietrzu statek minął tą niewidoczną nigdzie granicę. Wpłynęliśmy na południową półkulę. Nic się nie wydarzyło. Nikt tu nie chodzi do góry nogami…

nm_80

Jedna połowa naszej pary wypiła lampkę wina i poszliśmy spać…