Dziś na śniadanie zostaliśmy zaproszeni do Mamy Martina – Cleusa Oliveira de Souza jest Brazylijką, wobec tego jest ogromną fanką futbolu. Brazylijskiego rzecz jasna. Śniadanie przygotowane zostało na styl brazylijski – arbuzy, melony, banany, winogrona, brzoskwinie. Tyle z owoców. Do tego marmolada truskawkowa, żółty ser i szynka. Na styl brazylijski, podobno pomieszany z emigranckim niemieckim, których sporo było swego czasu w Brazylii, jemy pieczywo z ziarnami, z serem, szynką i marmoladą. Słodką.
Do tego poprawiamy płatkami z jogurtem owocowym. Dodatkowo dostajemy suszone śliwki (ale suszone, suszone, a nie jak w Polsce wędzone) oraz orzechy makadami (chyba). Na deser jemy pyszne rogaliki z ciasta francuskiego z dulce de leche (czyli z karmelem).
Popijamy pyszny, po prostu pyszny sok z wyciskanych pomarańczy. A później mocna, aromatyczna kawa.
Cleusa jest po prostu fantastyczna. Mówi dużo, jak najbardziej po hiszpańsku, chociaż jej pierwszym językiem jest portugalski. Opowiada o sobie, ma 64 lata, gra namiętnie w koszykówkę, dużo pływa i ogólnie prowadzi zdrowy tryb życia.
Oprowadza nas po domu, pokazuje miejsce na dachu, na którym jest parillera, bez którego nie funkcjonuje żaden tutejszy dom. Parilla to gril, Urugwajczycy grillują bardzo dużo, produkują dużo mięsa, to i dużo go jedzą.
Po 4 godzinach żegnamy się czule – w Urugwaju to zwyczaj, że wszyscy się całują i na powitanie i na pożegnanie. Wszyscy, kobiety z kobietami, mężczyźni z mężczyznami i mężczyźni z kobietami. Jak wszyscy to wszyscy.
Jestem zadowolona, bo widziałam wreszcie naprawdę ludzi chodzących z termosem i swoim kubkiem z Yerba Mate. To nie jest mit. Oni naprawdę to siano piją i chyba sobie chwalą.

Jedziemy na Stare Miasto. Zabytkowa część Montevideo jest dosyć rozległa, wygląda na mocno kolonialną, jeśli chodzi o architekturę. Urugwaj był w pierwszej kolejności skolonizowany przez Portugalczyków, którzy oddali go później Hiszpanom. I chyba raczej nie było to oddanie z dobrej woli.
Przed symboliczną bramą do Starego Miasta jest wielki plac (Plaza Independencia) z pomnikiem gaucha w centralnym punkcie. Przechodzimy przez nią i zwiedzamy katedrę, podziwiamy kamienice i budynki w kolonialnym stylu. Stare Miasto znajduje się bardzo blisko portu, jest położone tak, ze idąc główną arterią z jednej i z drugiej strony praktycznie widoczne jest morze w oddali.
Montevideo to miasto wielu pięknych fontann i wielu przeróżnych pomników i rzeźb stojących w parkach.

Wieczorem poprawiamy łańcuch (korekta luzu łańcucha – jak to mówi mój mąż), za dużo mamy bagażu!
Jutro wyjeżdżamy do Colonia del Sacramento. Wstajemy wcześnie i o 7.00 najpóźniej planujemy wyruszyć. Czyli rano męczarnia z przymocowywaniem sakiew i innych bagaży.
Ale rozmawiałam dziś z mamą na skype i jestem bliska wyrzucenia wszelkich niepotrzebnych rzeczy, takich jak na przykład zimowa kurtka. Właśnie wyrzuciłam dżinsy jedne, które są niepotrzebne, dwie koszulki i starą torbę, w której mieliśmy ciuchy zimowe.
Na koniec pytanie dnia – czy potówki to normalna sprawa?