Ekwador – Dzień 424

Dzień czterysta dwudziesty czwarty  21.11.2019

Wyjeżdżamy z Valladolid. Jak dziwnie brzmią te słowa, zwłaszcza że przyjechaliśmy tutaj  pod koniec ubiegłego miesiąca. A dziś już 21! Czas leci. Podgoniliśmy jednak trochę filmów, książka do przodu się posuwa w swojej formie, a poza tym dobrze pogotowaliśmy, bardzo odpoczęliśmy po wydarzeniach w Limie i późniejszym ostro szybkim przejeździe przez Amazonię… Żegnamy się z Łukaszem, ale tak inaczej niż wczoraj i faktycznie dziś pożegnanie było prawdziwe. Przynajmniej na kilka miesięcy… Bo może do Valladolid wrócimy… Nie mówimy nie… Kto wie co się wydarzy… W każdym razie razem na dwa auta pojechaliśmy do Vilcabamba i tam jeszcze się przeszliśmy po rynku kupiliśmy francuską bagietkę, bo miasteczko to jest opanowane przez  „gringos”. To nie jest prawdziwy Ekwador. Tu biali mają sklepy, restauracje, hotele i pensjonaty.  A Ekwadorczycy tylko u  nich pracują…

Valladolid widok pożegnalny...
Valladolid widok pożegnalny…

oponeo39

Jemy pożegnalny obiad i jedziemy dalej.

oponeo45

Przez Zamora do Guayzimi, do którego dojeżdżamy tuż przed kolacją.

oponeo1

Późnym wieczorem idziemy na „Festival de danza”, czyli tańce ludowe. Dużo się dzieje, dużo wrażeń i super dzień. Chyba zostaniemy w Guayzimi trochę… Wszystko na to wskazuje….

oponeo52

oponeo59

—————————-