Kolumbia – Dzień 613

Dzień sześćset trzynasty – 28.05.2020

Dziś zacznę od tego, że pierwszy raz w ciągu naszego pobytu w Santa Marta spadł deszcz. I to nie taki zwykły deszcz, tylko jak przystało na prawdziwe tropiki ogromna, totalna ulewa. Wystarczyło kilkanaście minut od kiedy z nieba spadły pierwsze krople, żeby widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów. Tak gęste i wielkie były krople wody. W ciągu kilku następnych minut ulice zamieniły się w rwące rzeki, dosłownie. Na początku zmyło wszystkie śmieci, reklamówki, liście i papiery z nawierzchni. Potem woda podniosła się do poziomu krawężników i płynęła szybkim nurtem ze strony gór w kierunku morza.

Obserwowaliśmy jak ludzie wychodzą bez maseczek tłumnie z domu i obserwują wszystko. Dodatkowo zaraz na początku deszczu coś strzeliło i kątem oka zobaczyłem jak na wybrzeżu pomiędzy budynkami ogromne iskry „sypią” się ze słupa na ziemię. W tym momencie zniknęła też energia u nas w mieszkaniu…

Na pobliskim skrzyżowaniu które doskonale widać z naszego 9 piętra auta zaczęły mocno hamować i niektóre zawracały lub czekały. Woda w tym miejscu sięgała do górnej części kół mniejszych samochodów. Było realne zagrożenie, że nie dadzą rady przejechać w tym miejscu. Przez dobre dwie godziny padał deszcz na zmianę silniejszy i nieco słabszy. Co dobre to od razu spadła temperatura o kilka stopni, a to było wyraźną ulgą dla nas. No i energia wróciła równie szybko, po jakichś 30 minutach. Pewnie ten deszcz nie miał za wielkiego znaczenia dla roślinności wokół, zresztą roślin to tu nie ma za wiele…

super lody dziś na deser...
super lody dziś na deser…

Dziś zajmujemy się prawie cały dzień pracą. I to taką zarobkową, bo trzeba dobrze wykorzystać zlecenia. Dlatego ja gotuję i robię filmy, a piękniejsza połowa stuka w klawisze komputera…

——————————–