Paragwaj – Dzień 95

Dzień dziewięćdziesiąty piąty 27.12.2018

Paragwaj woła, wzywa nas z daleka. O 10.00 zgodnie z planem wyjeżdżamy. Jedziemy na most graniczny. Trochę samochodów czeka w kolejce, około 30 minut czekania. Odprawa paszportowa po stronie argentyńskiej prosto łatwo i przyjemnie, potem odprawa samochodu, gdzie oddajemy tylko nasze pozwolenie, które dostaliśmy w Gualayguechu, jakieś dwa miesiące temu i już jedziemy mostem międzynarodowym do Encarnacion, gdzie najpierw bardzo sprawna odprawa paszportowa Paragwajska, a wypisywanie pozwolenia na samochód już trochę zajmuje. Celnik wypisuje ręcznie (w tym samym budynku i tym samym pokoju co cztery lata temu). Gorąco jak w piekle. Ale dajemy radę. W godzinę i piętnaście minut przekraczanie granicy mamy za sobą. W Encarnacion wymieniamy walutę, jakoś się nie bawimy i nie szukamy kantoru czy osoby, która mogłaby nam to zrobić, tylko znajdujemy bank i po przyzwoitym kursie 5800 guarani za jednego dolara wymieniamy pieniądze.

stron

Uff. Bardzo dziwne to jest, bo wszystko kosztuje dosyć dużo, na przykład 20 tysięcy posiłek skromny w barze. Albo coca cola – 8 tysięcy. Mamy przez dłuższą chwilę problem z przeliczaniem, ale po jakimś czasie wszystko się normuje. W Encarnacion jemy tylko obiad (bo przecież jesteśmy przyzwyczajeni do obiadów o 12.00), po czym ruszamy w stronę Assuncion, bez żadnego specjalnego planu. Gorąco. Gorąco to mało powiedziane. Żar sączy się z nieba i nie widać nawet maleńskiej chmurki. Do czasu. Bo dwóch godzinach zaczyna padać, bo jednak jakieś chmury się zebrały, ale jest to chwilowy, intensywny deszcz. Po 16.00 zaczynamy szukać hotelu, bo zdajemy sobie sprawę ze nie ma szans, by spać w aucie. W nocy w środku auta, temperatura na pewno nie spadnie poniżej 26-28 stopni. Próbujmy w paru miejscach, ale cena zabija nas. Nie mamy tyle w dziennym budżecie. A jak już hotel jest tani, to wygląda ( i w rzeczywistości jest) jak zwykła nora, gdzie robactwo i inne tatałajstwo.

W pierwszym odruchu próbujemy ulokować się w Motelu. Motele w Paragwaju to nie są po prostu miejsca, gdzie można się przespać jedną noc. To miejsce schadzek. Różnych. Później dowiemy się, że po pierwsze niewierność i różno partnerstwo jest tu na porządku dziennym. Stąd też po prostu ogromna ilość moteli. Motelowy pokój ma łóżko z fikuśnymi łabądkami, ręcznik, łazienkę w pokoju z przeźroczystą szybą, lustro (obowiązkowo)  nad łóżkiem lub przy łóżku u wezgłowia. Do tego w razie czego dużo płatnych kanałów erotycznych dostępnych na telewizorku 🙂

Finalnie lądujemy w przydrożnym hotelu w Caapucu. San Miguel. Polecamy…

Czysto, schludnie, Klima działa. Zasypiamy…